Relacje praktyków Ho’oponopono

Od 14 lat uczymy w Polsce Ho’oponopono Morrnah Simeony pod egidą założonej przez nią Pacifica Seminars.

Nie jest to wcale znana obecnie powszechnie czterozdaniowa mantra, (która tak naprawdę powstała kilka lat temu i nie pochodzi z tradycji hawajskiej).

Prawdziwej, kompletnej metody Morrnach Simeony naucza obecnie kilka osób na świecie.
Mamy zaszczyt propagować ją w naszym kraju.

Z naszych kursów skorzystało już kilka tysięcy osób. Wieloletni praktycy uznają tą metodę za jedną z najnaturalniejszych i najskuteczniejszych, dających poczucie wewnętrznego spokoju i opieki, za styl życia.

NADESŁANE DOŚWIADCZENIA

Przeprowadzanie procesów Ho’oponopono  

cały czas wprowadza zmiany w moim życiu.

Zmieniło się moje spojrzenie na świat i ludzi.

Udało mi się odzyskać  wewnętrzny spokój,

Moje silne negatywne emocje zostały wyciszone.

W moim życiu pojawiło się dużo życzliwych ludzi oferujących bezinteresowną pomoc.

Prace, które wydawały się bardzo trudne do realizacji zostały wykonane przeze mnie błyskawicznie – co mnie samego bardzo pozytywnie zaskoczyło.

Systematyczna praktyka Ho’oponopono cały czas wprowadza zmiany w moim życiu, sprawia, że życie staje się piękniejsze.

Henryk

 

Ogólnie życie z tą  metodą jest życiem bez chronicznego lęku w poczuciu “zaopiekowania”. U mnie objawia się to niemal fizycznie namacalnym prowadzeniem za rękę po fizycznym aspekcie rzeczywistości. Od czasu kiedy rozpoczęłam praktykę procesu konsekwentnie zmienia się moje życie, czasem jest to zaskakujące:) Zaskakujące, bo te zmiany nie dotyczą tylko  “marzeń”. Chodzi o to, że oczyszczanie siebie skutkuje przyciąganiem do siebie “rzeczy”, o których nie pomyślałabym, że są dla mnie, a jednak wypełniają moje życie szczęściem.
Związek z Unihipili to coś, co odczuwam jako ciepło wokół serca. Ona jest kimś, kto współpracuje ze mną na poziomie teraźniejszości w sposób, który czasem mnie zaskakuje. Odnajduje zagubione rzeczy, podpowiada, kiedy zapytam. Czasem nie muszę pytać, wystarczy, że coś jest bardzo ważne dla mnie. Najbardziej spektakularnym przykładem był “przebłysk wiedzy” gdy czekałam na decyzję o kredycie na zakup domu. Nagle rano, po wejściu do pracy “usłyszałam” wewnętrznymi uszami : Właśnie podpisane, pozytywna decyzja. To było takie “inne”, że aż się uśmiechnęłam i pomyślałam przekornie – ciekawa jaka będzie data na tej decyzji?. No i była to właśnie data z tego dnia. Pomyślałam, że ona tam była i przyglądała się tym procedurom. To było fizyczne, namacalne odczucie  mocno osadzone w ciele. I tak to teraz jest. Nauczyłam się odpuszczać umysłem i oddawać sprawy w ręce Unihipili, oczywiście nie wszystko, ale to, co dotyczy działań w teraźniejszości. Uwielbia pomagać.
Zmieniły się moje priorytety, mam poczucie, że to, czego potrzebuję otrzymam, nie narzucam własnych rozwiązań, sposobów, jestem otwarta na to, co przychodzi. Nie muszę chyba pisać, ze relacje z innymi poprawiły się bardzo. Trudności nazywam wyzwaniami. Nie walczę, oczyszczam:)
Najważniejszym jednak osiągnięciem jest ta niezwykła, a może właśnie zwykła, relacja z Unihipili.
 

Beata

 

Metoda Hooponopono pomaga mi w różnych problemach życiowych, a najbardziej tych związanych z prowadzeniem firmy. Są niektóre problemy które wpisuję do ankiety, ale jeszcze się nie rozwiązały, są takie które wpisze i na drugi dzień jest po problemie. Cały czas praktykuje ankiety wiem że dużo lepiej działa jak się wpisuje jeden konkretny problem, niż tak jak robiłem kiedyś kilka problemów na jeden raz. Na pewno ankieta będzie towarzyszyć mi do końca życia ponieważ jest to najlepsze narzędzie jakie dostałem do rozwiązywanie problemów 🙂
 

Grzesiek

 

Metoda pozwala mi podążać drogą osobistego rozwoju, zmieniać moje życie na lepsze i prostsze.
Dostrzegam zachodzące zmiany zachodzące we mnie,
ale i wokół mnie. Pewnie rzeczy przestają ciążyć.
 

Magda

 

W kursie Ho’oponopono Basic I uczestniczyłam na przełomie listopada i grudnia w 2019 roku we Wrocławiu.
Z całą pewnością mogę powiedzieć, że warto wybrać się, poznać i stosować metodę Morrnah Simeony. To nie jest tylko ankieta i proces, ale szereg innych technik/narzędzi, które praktykuję na co dzień. I właśnie niedawno zauważyłam, że np. Kolumna Boskiego Pokoju stała się dla mnie nawykiem, czymś, co mam ochotę i potrzebę, aby zastosować. O jej pozytywnych efektach przekonałam się wiele razy. Z całego serca polecam kurs Ho’oponopono. Dzięki niemu widzę szerzej, dostrzegam więcej rzeczy/sytuacji, które przed kursem były dla mnie nieistotne a teraz są, chociażby do wpisania do ankiety. To jest niezwykłe narzędzie do pomocy sobie i myślę, że w konsekwencji do pomocy całej Ziemi i jej wszystkim mieszkańcom. Czuję i widzę potęgę Ho’oponopono, dlatego za kilka dni wybieram się na Basic II i cieszę się ogromnie, że w Polsce mamy szansę poznać tę niezwykłą metodę.
 
 

Agata

 

Metoda Ho’oponopono według Morrnah Simeony wprowadza spokój i harmonię do mojego życia. Czuję ją i wiem, że jest skuteczna. Jest to niesamowite narzędzie do oczyszczania sytuacji, relacji i emocji oraz do poznania siebie. Bardzo podoba mi się to, że jest to metoda dla każdego, bez względu na wyznanie. Wszystko oparte na głębokim szacunku do przodków, człowieka, przyrody i całego świata. Doceniam również tradycyjną formę przekazu wiedzy w postaci jasnych, bardzo obrazowych opowieści Joanny Mądrzak, które trafiają zarówno do umysłu, jak i serca.
 

K.Sz.

 

 
Dzięki metodzie widzę swoje emocje, nie tłumię tak jak to miałam w zwyczaju. Trwam w nich i staram się je opisywać, ciąglę się tego uczę. Przetrwałam ten niespokojny okres pełen lęku, zamętu, strachu, procesowałam tyle razy ile tego potrzebowałam. Czuję się bezpieczna i spokojna, bo wiem że gdy “coś się dzieje” piszę swój osobisty list, szczery, puszczam to w przestrzeń, a potem czuję ogromną ulgę i wdzięczność. Wdzięczność, że ta metoda jest.

Daga

 

 
Metoda Morrnah Simeony wniosła do mojego życia pewność i spokój. Wydarzyło się wiele rzeczy i zdarzeń, które można by nazwać cudownymi zbiegami okoliczności, zmieniającymi w danym momencie bieg spraw na bardziej korzystny lub nagle poprawiały się stosunki wśród członków rodziny mojej lub moich przyjaciół, których uwzględniłam w ankiecie lecz przede wszystkim chciałabym podkreślić,  że każdy proces, nawet jeżeli  sprawy nie od razu układały się  po mojej myśli dawał  mi poczucie ulgi i spokoju. Jest to o tyle niezwykle, że byłam  osobą,  która zawsze martwiła się na zapas i kreśliła czarne scenariusze w myślach a każdy  problem pozbawiał mnie snu.

Martusia

 

Nie wiem czy będzie to standardowy przykład, ale postanowiłam opisać moją przygodę bardzo osobiście.

Byłam osobą bardzo logicznie myślącą. Mój zawód to informatyk. W moim świecie istniały algorytmy, twierdzenia fizyczne i równania matematyczne. Wszystko było logiczne i zaplanowane bardzo skrupulatnie.

Przyświecała mi idea w życiu, że jeśli czegoś nie wiem to nie oznacza, że jest to nielogiczne i niewytłumaczalne, ale że moja wiedza jest za mała. Nie wierzyłam w duszę i relację oraz przeznaczenia.

I raptem w moim życiu pojawił się jedna z najważniejszych dusz w moim życiu, które pieszczotliwie nazywam moim aniołem – moja córka Zuzanna. Zuzia przyszła na świat z poważną, niewyleczalną chorobą. Lekarze mówili, że nie będzie chodziła i nie są pewni jak się będzie rozwijać umysłowo.

I wtedy mój cały świat runął w gruzy. Okazało się że coś jest nie wytłumaczalne na podstawie matematyki, fizyki i chemii 🙂

W mojej głowie zapanował OGROMNY CHAOS i rodziły się pytania za pytaniami: dlaczego ja? Dlaczego moja córka? Dlaczego Bóg jest taki okrutny? itd…

Wtedy nie wiedziałam, że stałam na rozstaju ścieżek. Miałam do wyboru dwie:

– poddać się i być ciągle nieszczęśliwa, winić los, Boga, biologię – jednym słowem znaleźć wiele wytłumaczeń, czemu jestem taka nieszczęśliwa i tkwić w tym jednym punkcie życia

– albo wyjść z poza mojego dotychczasowego myślenia i odważyć się nauczyć coś z tego zdarzenia.

Z bardzo wielką obawą, czując się naga w tym innym świecie, który się okazało był obok mnie, wybrałam drugą ścieżkę. I tak znalazłam się w 2015 roku na kursie ho’oponopono u Joanny.

Czułam się na kursie jak kosmita. Nie czułam tego, co ludzie w koło mnie opowiadali. Nie czułam energii w koło mnie, przy medytacjach mój mózg zasypiał. Moje ego w mojej głowie śmiało się do rozpuku – chyba nigdy nie miało takiej zabawy. Aczkolwiek teraz z perspektywy czasu wiem, że ego wiedziało, co się święci i był to śmiech spowodowany strachem. Ludzie w koło mnie mówili o rzeczach, które miałam wrażenie w ogóle mnie nie dotyczyły. Jakbyśmy w tym samym czasie byli w zupełnie innym świecie. Nie widziałam tego co inni. Nie czułam tego, co inni. I nie rozumiałam do końca, co Joanna nam próbowała przekazać. Chyba byłam osobą, która zadawała w nieskończoność pytanie – jak mam napisać tą ankietę? A w głowie miałam pytanie – jaki jest do tego algorytm?

Ale pomyślałam sobie, że pierwszą ścieżkę znam. Widziałam ludzi, którzy nią podążyli i tak na prawdę nie ruszyli się o krok w swoim życiu. Coś w mojej głowie matematycznej mi podpowiadało, że to nie logiczne iść ścieżką, która tak na prawdę jest staniem w miejscu. I tak postanowiłam, że nawet na siłę, nawet jeśli tego nie czuję i nie do końca rozumiem, to wolę iść ścieżką której nie znam, z wiarą że coś jednak jest za tym zakrętem.

I tak się zaczęła moja podróż z ho’oponopono. Praktycznie uparłam się i ho’oponopono towarzyszyło mi codziennie. Nie będę opisywała ostatnich 4 lat mojego rozwoju. Były bardzo intensywne. Pełne poszukiwań i zmian. Pełnie wielkich wyzwań i odpuszczania sobie i innym. Z perspektywy czasu wiem, że najtrudniej jest mi odpuścić sobie 🙂

Wiele się w moim życiu zmieniło. Źle powiedziałam – od tamtej pory wszystko się w moim życiu zmieniło 🙂 Zmieniłam swoją pracę na o wiele spokojniejszą. Ale nadal szukam swojego docelowego miejsca na świecie – bo to jeszcze nie to, czego szukam.

Teraz wiem, że mój Anioł pojawił się po to abym się przebudziła i zaczęła pracę nad sobą. Bardzo jestem jej za to wdzięczna, że wzięła na siebie tak trudną rolę w życiu, jest bardzo odważną istotą.

Okazało się, że moja córka zawsze będzie miała swoje problemy, ale okazało się, że pięknie sobie rodzi i chodzi jak zwykły uczeń do szkoły. Do tego okazuje się, że myśli niestandardowo i jest przez niektórych nauczycieli uważana za wybitną, bo myśli w niestandardowy sposób, co jest genialne. Zuzia codziennie mnie uczy, co znaczy nie poddawać się. Jest moim prawdziwym nauczycielem. I mimo tego, że wiele osób mi mówi, że to jak Zuzia funkcjonuje to jest cud, to nadal prawie codziennie robię ho’oponopono w intencji naszej relacji i będę to robiła do końca życia.

Poznałam swoją podświadomość, która jest strasznie niesforną istotą i żartownisiem. Ona się mnie nauczyłam, a ja jej. Wiem, że pomaga mi jak potrafi na swój zwariowany sposób, aczkolwiek ja także daję jej przeżywać i doświadczać – bo ona to uwielbia.

Jest wiele innych przykładów w moim życiu ale musiałabym napisać książkę 🙂

Teraz na pewno wiem że ho’oponopono to innymi słowy kurs cudów 🙂

Podpis poproszę: matka wariatka 🙂

 

 
Praktyka Ho’oponopono zmieniła praktycznie całe moje podejście do życia. Na kurs Basic I przyjechałam z kilkoma problemami, z którymi borykałam się od lat i mimo wielu porad, nie mogłam ich rozwiązać. Już w miesiąc po regularnym stosowaniu procesu, zobaczyłam ogromny przełom.Trudne relacje, które chciałam zerwać zostały odmienione, na relacje neutralne, z pozytywnym rokowaniem. W sferze zawodowej również zaobserwowałam poprawę. Zrobiło się lżej. Zaczęłam też lepiej rozumieć siebie, umieć określić, co jest dla mnie ważne. Przestałam tez tak bardzo się wszystkim denerwować, zaczęłam lepiej spać i lepiej się czuć. To pozwoliło i pomogło w budowaniu lepszych relacji z innymi. Ho’oponopono uczy łagodności, życzliwości w stosunku do siebie i do innych.

Zosia

 

 
Witam i wielka wdzięczność Joasiu za rewelacyjnie poprowadzony kurs.
Przeszłam już trochę kursów o różnej tematyce, ale przyznam się, że jeszcze żaden mnie tak nie przeorał wewnętrznie i zmusił do głębokiego zajrzenia w siebie i przeprowadzenia poważnego dialogu samej ze sobą.
Jestem jeszcze pod wrażeniem.
Przekazałaś mi Asiu bardzo proste, a zarazem potężne narzędzie do pracy nad sobą.
Wdzięczność i szacunek dla Morrnah za przekazanie metody i dla Ciebie, że podjęłaś się kontynuacji.
To było niesamowite.
Pozdrowienia i wdzięczność dla wszystkich dziewczyn z kursu.

Hanna

 

Ho’oponopono Morrnah Simeony w moim życiu odgrywa bardzo ważną rolę. 

Przyszło niespodziewanie.

Jadąc na kurs Basic I byłem nastawiony bardzo sceptycznie. Nie wiedziałem, co mnie czeka i jak zareaguję na to, co zostanie mi tam przekazane.

Po osobistej tragedii życiowej byłem wewnętrznie rozbity.

Przytłaczały mnie codzienne obowiązki. W pracy częściej problemy niż sukcesy, co bardzo wpływało na moje relacje z przełożonym. Były złe. Często bywałem nerwowy z byle powodu. W życiu prywatnym sceptyk i pesymista. 

To dzięki mojej kochanej żonie znalazłem się na kursie. Presja i ciężar życia były tak ogromne, że powodowały moje zmęczenie psychiczne i fizyczne. Nieprzespane noce (koszmary lub problemy z zasypianiem), w głowie kłębiły mi się bardzo złe myśli i wyobrażenia. Często były w nich wszelkie katastrofy i wypadki, a ja byłem w ich centrum. Był częste i brały się ot tak po prostu, nagle. Byłem przerażony, że niektóre się zrealizują. Bałem się życia, klęsk i niepowodzeń. To był ciężki okres w moim życiu.

Zacząłem stosować Ho’oponopono. Pisałem o tym wszystkim ankiety, nawiązałem i dbałem o relację z moją podświadomością, co robię do dzisiaj.

Nie wierzyłem, ale działało. Złe myśli i wyobrażenia katastrof i wypadków ustąpiły, odeszły. Wręcz zapomniałem o nich. W pracy zwrot o 180* stopni.

Pracuję w sprzedaży, więc relacje z klientami są podstawą. Miałem klientów, z którymi te relacje nie układały się zbyt dobrze i nie widziałem szansy poprawy. A jednak poprawiły się.

Moje obroty wzrosły (zacząłem zamykać plany), a moje relacje z przełożonym stały się dobre. Na jednym ze spotkań powiedział „Rafał zmieniłeś się, uwierzyłeś w siebie’”.

Każda ankieta i proces dają mi poczucie spokoju wewnętrznego i ulgę.

Czuję w sobie zadowolenie i siłę, radość i odprężenie.

Dlatego Ho’oponopono w moim życiu odgrywa tak bardzo ważną rolę

Rafał

 

 

Metoda Morrnah Simeony bardzo mi pomogła w uzyskaniu wewnętrznego spokoju, bo było we mnie sporo wewnętrznego konfliktu, który zaczął mnie opuszczać z kolejnymi procesami.

Samo pisanie ankiety okazało się dla mnie objawieniem – zwłaszcza szukanie mojego udziału okazało się ważnym dla mnie narzędziem. Zaczynam inaczej widzieć świat i ludzi, bo to co mnie wkurza zazwyczaj nosi mój udział. Najważniejsze relacje okazały się być we mnie, nie na zewnątrz mnie, więc w obszarze mojego wpływu. Zmieniła się moja relacja z emocjami, zwłaszcza tymi silnymi, bo zwykle bardzo mną szarpały, teraz kiedy używam procesu, mogę się im bliżej przyjrzeć, pozwolić im płynąć, zobaczyć jaka to energia, zaprzyjaźnić się z nią, obłaskawić ją.

I praktycznie – jestem o wiele bardziej skuteczna, rzeczy które długo odkładałam, teraz są realizowane.

Na przykład, byłam w trakcie wynajmowania pokoju, ale coś mi nie szło. Zrobiłam proces i zaraz po nim pokazało się ogłoszenie. Poszłam tam, wynajęłam pokój, i dziewczyna która go wynajmowała po krótkiej rozmowie znalazła mi nową pracę ze sporymi możliwościami rozwoju zawodowego. Już od jakiegoś czasu szukałam czegoś nowego, ale bezskutecznie. I nie wiem jak długo w tej pracy pozostanę, ale po tej zmianie czuję się jakbym wyszła z więzienia, bo poprzednia praca była ogromnie absorbująca.

 

Basia

Z Ho’oponopono pierwszy raz zetknęłam się czytając książkę Joe Vitale i nie mając jeszcze pojęcia, że z ho’oponopono nie ma nic wspólnego. Jestem jednak wdzięczna, bo gdy zaczęłam szukać gdzie jest źródło dotarłam na kurs do Joasi. Praktyka przede wszystkim pozwoliła mi odkryć, co oznacza być uważnym. Nigdy wcześniej nie dostrzegałam tylu drobnych, ale niezwykłych rzeczy, zjawisk, uczuć. Dzięki Ho’oponopono odkryłam potęgę relacji z przodkami. Jest to coś, czego wcześniej w ogóle nie dostrzegałam, nie wydawało mi się potrzebne i istotne. Samo wpisywanie przodków do ankiety spowodowało, że odkryłam wyjątkowe relacje (szczególnie z prapraprababcią Ulianną, której siłą rzeczy nigdy osobiście nie poznałam, a ta więź jest dla mnie niezwykła i niewytłumaczalna). Cudownie jest wiedzieć, że oni są i zawsze stoją za mną murem.

Na tą chwilę nie udaje mi się robić procesu codziennie, ale z całą pewnością Ho’oponopono jest ze mną w codziennym życiu poprzez stałą opiekę nad moją małą Unihipili.

Praktyka pozwala mi odzyskać równowagę/wewnętrzną harmonię którą odczuwam najbardziej bezpośrednio po procesie. Nie oznacza to, że moje życie jest perfekcyjne, bez zmartwień, stresu, nerwów ale jestem ogromnie wdzięczna, że poznałam to wspaniałe narzędzie do pracy ze sobą, genialne w swojej prostocie.

Agnieszka

Ho’oponopono jest ze mną od prawie 5 lat. Przyszło do mnie w chwili największego zwrotu w moim życiu. Oczywiście wtedy wydawało mi się, że spotkało mnie nieszczęście, coś, czego nigdy nie zaakceptuję, co mnie zniszczy i cała umrę. Bo po co żyć, jak się straciło sens życia? Na moje szczęście spotkałam wtedy na mojej drodze ludzi, którzy mi pomogli. Między innymi wskazali mi Ho’oponopono jako proces oczyszczania, uwalniania ale też styl życia. Zanim trafiłam na Basic I byłam rozbita, smutna, rozżalona, szukałam przyczyn mojego nieszczęścia. Myślałam ciągle o jednym – dlaczego ja? Dlaczego mnie to się znowu przytrafiło, za co mnie to spotyka?….cięgła udręka, gonitwa myśli, heh!

Teraz jestem zupełnie innym człowiekiem. Jestem spokojna, uśmiechnięta, zadowolona z życia. Dostrzegam wszystkie jego barwy. Znowu, jak kiedyś w dzieciństwie, zakochałam się w naturze, chodzę boso po parku na spacerze z moim staruszkiem psem. Potrafię się zasłuchać w śpiew skowronka, albo zagapić na księżyc w pełni i wzruszyć się tym do łez. Wypełnia mnie spokój i miłość. Nieraz czuję jakby z mojej przestrzeni serca wychodziła taka fala, która rozchodzi się wszędzie wokół mnie. Jakbym była takim kamykiem wrzuconym do wody. Ta fala dotyka wszystkiego na swojej drodze i zmienia to w światło. Piękne uczucie. Lubię to. Przestałam pytać dlaczego, teraz chcę wiedzieć po co. W jakim celu dzieje się coś w mojej przestrzeni. Czego mam doświadczyć uczestnicząc w jakimś wydarzeniu. Właściwie, to coraz mniej o tym myślę. Ufam, że to jest coś, co mnie zbliża do Ja, co pozwoli uwolnić kolejne negatywne powiązania. Odkryta na nowo dzięki Ho’oponopono relacja z moim wewnętrznym Dzieckiem jest dla mnie czymś tak ważnym, że nie wiem jak mogłam kiedyś nie mieć świadomości Jego istnienia. To, że jesteśmy i już zawsze będziemy razem jest oczywiste i tak naturalne jak świt o poranku.

Wiele rzeczy już mam za sobą, znalazłam, oczyściłam i uwolniłam wiele czarnych woreczków. Wiem, że jeszcze sporo mam do zrobienia, ale wiem też, że nie jestem w tym sama.

Jakbym miała jednym zdaniem przekazać co Ho’oponopono zmieniło w moim życiu, to chyba największą różnicą, jaką widzę między poprzednim a obecnym moim życiem jest to, że kiedyś ludzie byli w stanie wyprowadzić mnie szybko z równowagi, zdenerwować, zranić, dokuczyć, dręczyć – a dzisiaj wszystkich ich mam ochotę przytulić do serca i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze 🙂

Lubię siebie taką, coraz bardziej i wiem, że już niedługo zakocham się w sobie na nowo.

Pokój JA

Małgosia

 

Ponieważ proces ho’oponopono wykonuję już wiele lat (od 2011 roku) trudno jest mi opisywać konkretne sytuacje, które dotyczą nie tylko mnie ale również moich bliskich i znajomych.. Było ich tak wiele…..

Obecnie nie wyobrażam sobie życia bez ho’oponopono. Pomagało mi w wielu trudnych sytuacjach życiowych, a także w drobnych, codziennych sprawach. Po wpisaniu do ankiety dzieją się dosłownie cuda.

I tak np. ostatnio, kiedy zobaczyłam, że ma się odbyć kurs ho’oponopono BASIC II w Warszawie , zmartwiłam się, że akurat teraz, ponieważ bardzo chciałabym uczestniczyć w nim ale jestem w trakcie remontu mieszkania i ze względu na finanse nie będę mogła sobie na to pozwolić. No więc wpisałam “mój problem ” do ankiety. Po kilku dniach odwiedził nas syn i zaproponował, że chętnie zapłaci za mnie za ten kurs. Będzie to dla niego okazją do zrewanżowania się za korzyści jakie również miał dzięki wykonywaniu przeze mnie procesu ho’oponopono.

Jakie było jego zdziwienie, kiedy okazało się, że w najbliższej wypłacie zostało mu przelane więcej pieniędzy dokładnie o taką kwotę, którą zapłacił za mój udział w kursie.
Były to (jak się okazało) jakieś niespodziewane dodatkowe pieniądze od kierownictwa. Czy był to przypadek ?

Inny przypadek, tez z ostatnich dni: Synek mojego siostrzeńca miał 2-óch kolegów w szkole, którzy bardzo mu dokuczali. Po opisaniu całej sytuacji w ankiecie, po upływie niespełna kilku dni koledzy przestali być do niego wrogo nastawieni. A kiedy akurat po paru dniach urodziła się jego siostrzyczka ( i tego dnia nie było go w szkole),
jeden z tych kolegów przysłał mu SMS-a z gratulacjami i życzeniami z okazji narodzin siostry. Chłopiec był tak zadowolony i jednocześnie zdziwiony, że takiego SMS-a przysłał mu akurat ten kolega. (Niby normalna sprawa, ale znając tych chłopców i wiedząc jak zachowywali się poprzednio, taka zmiana jest wprost nie wytłumaczalna )

Jeszcze inna sytuacja: Kolega z pracy dowiedział się parę dni przed terminem, że będzie miał sprawę w sądzie o widywanie się z dzieckiem (rozwodzą się z żoną) i nie miał pieniędzy na adwokata. Opisałam w ankiecie jego sytuację.

I co się okazuje ? Sprawa tego dnia się nie odbyła z powodu braku tłumacza (żona jest z Ukrainy ale oficjalnie powinna znać j. polski – więc właściwie tłumacz nie powinien być potrzebny) i została przełożona na następny dzień. A mój kolega w drodze powrotnej do domu, dostał telefon od swojego znajomego, który powiedział mu, że ma przyjaciela, którego żona jest adwokatem. Teraz jest ona na urlopie macierzyńskim, ale jeśli znajdą kogoś do opieki nad dzieckiem, to będzie mogła pojechać na sprawę i pomóc mu w ramach koleżeńskiej przysługi.

I dzięki niej, sprawa, która odbyła się następnego dnia zakończyła się korzystnie dla mojego kolegi.

Są to tylko przykłady z ostatnich tygodni.

Maldemia

Byłam na kursie Basic I pod koniec października ’17 i zaraz po kursie zaczęłam robić proces. Tydzień poźniej moja mama miała wylew i wylądowała w szpitalu. Po konsultacji z Joasią zaczęłam wpisywać w ankietę chorobę mojej mamy i co ona mi robi, ale również szpital, miejsce pod szpitalem, dokładny adres szpitala, lekarzy, pielęgniarki, osoby pracujące w szpitalu. Efekty były natychmiastowe – lekarka nagle robiła się miła i uśmiechnięta. Pielęgniarki przestały nas “przeganiać” od łóżka mamy. Cofanie się objawów wylewu było bardzo szybkie, a po każdym procesie wręcz skokowe zmiany na lepsze. Po jakimś czasie przeniesiono moją mamę do innego szpitala na rehabilitację i tam miała salę dwu osobową – w ankietę wpisywałam wszystko – adres, piętro, numer pokoju, sąsiadkę mamy oraz cały personel, imiona rehabilitantów, nazwiska lekarzy i ordynatora, imiona salowych i pielęgniarek. Efekt – ten pokój jest najprzyjemniejszy, takie pacjentki mogą być u nas zawsze 🙂 Panie, które spędziły ze sobą w szpitalu w jednym pokoju 9 tygodni są ze sobą zaprzyjaźnione, szczęśliwe, że tak “dobrze trafiły na siebie”. No i obie mają bardzo dobre rezultaty rehabilitacji.

Często też czyściłam mentalnie cały ten szpitalny pokój kolorami, jak do przygotowania stołu Mahiki.

Miałam również bardzo trudną rozmową w Urzędzie Skarbowym w dziale kar i egzekucji z bardzo niemiłą urzędniczką. W trakcie, kiedy pani szukała dokumentów, a wcześniej nakrzyczała na mnie więc byłam już mocno spanikowana – przypomniało mi się o Kolumnie Boskiego Pokoju i natychmiast ją zastosowałam. Urzędniczce w tym momencie zmienił się wyraz twarzy i poinformowała mnie, że można napisać podanie z prośbą i odstąpienie od wymierzenia kary!!!!! Przeżyłam szok!!!!

To jest tylko część moich doświadczeń, one są dla mnie bardzo spektakularne i oczywiście bardzo cieszą i motywują do ciągłego wykonywania procesu 🙂

Proces staram się wykonywać codziennie, są małe wyjątki.

Zmiana jest we mnie ogromna.

Uważam, że teraz mam dużo więcej wewnętrznego spokoju. Niby od dawna wiem, że nie mam wpływu na wszystko, ale bardzo starałam się, a właściwiej byłoby to nazwać – szarpałam się, żeby jeszcze coś więcej, może coś przeoczyłam, może…może…

Teraz bardzo dobrze wiem, że to strach mną szarpał.

Zauważyłam, jak mało ufałam mojej Unihipili, choć miałam od Niej znaki i jeśli zdarzyło mi się w spontaniczny sposób zadziałać wg Jej podpowiedzi, to zawsze było dobrze. A mimo to moje ego bardzo zaburzało moją relację z moją podświadomością. Teraz mam pewność, że Ona wie lepiej, że warto zapytać i posłuchać się.

Moje ciało przestało dygotać, czuję spokój! Moje słowa są bardziej przyjazne, a twarz jeszcze częściej się śmieje. 🙂

Mam wrażenie, że jeszcze za mało robię na rzecz porozumienia z Unihipli, że mogę mieć jeszcze lepszy z Nią kontakt i czerpać jeszcze więcej z Jej doświadczeń.

Dlatego chcę się dowiedzieć więcej i stosować.

Joanna

www.polanprint.pl

Pierwszy raz usłyszałam o ho’oponopono w grudniu 2015 r., kiedy mojego tatę powalił rozległy zawał serca, a “przy okazji” zdiagnozowano raka prostaty z przerzutem do kości (na scyntygrafii kości obraz był czarny od czubka głowy do kolan włącznie). Wtedy mój znajomy powiedział, że potrzebuje dane do ankiety ho’oponopono. Zapytałam: a co to za czary-mary? Coś tam mi tłumaczył, ale nie bardzo rozumiałam. W internecie znalazłam kurs Pacifica Seminars, prowadzony przez Joannę. Miałam dużą dziurę finansową, a kurs kosztuje… Mój znajomy powiedział, żebym nas zapisała, a on zapłaci. Tak też się tało i w lutym 2016 poszliśmy na kurs. On po 5 min. wyszedł, bo nie dosłyszał, a nie chciało mu się wysilać. Nie wiedziałam wtedy, że 2016 r. będzie dla mnie najcięższy pod każdym względem. Kurs “przyszedł” do mnie w najlepszym do tego momencie. Do tamtego czasu żyłam dniem dzisiejszym, lekceważąc moje korzenie i dziedzictwo przodków. Kurs spowodował otworzenie pewnej klapki i olśnienie: jesteśmy sumą naszych przodków i dźwigamy na sobie doświadczenia pokoleń, te rozwijające, ale i te bardzo trudne… I że nasze dzieci dźwigają także nasz energetyczny ciężar… Zaczęłam robić ankietę. Odlożyłam ocenę treści procesu, wychodząc z założenia, że jego siła jest także w tym, że jest robiony przez wiele osób w taki sam sposób. Zdarzało się, że proces robiłam dwa razy dziennie. W tej chwili robię proces wtedy, kiedy czuję taką potrzebę: czasem dwa razy w tygodniu, czasem raz na dwa tygodnie. W chwili obecnej mam na koncie równo 250 procesów (tak, każdy liczę i zapisuję). Od ukończenia kursu:

* po pierwszym procesie, tym na kursie, mój teść, który w śpiączce od kilku miesięcy był uwiązany do ziemi – został uwolniony;

* mój tata, któremu nie dawano 3 mies. życia, w wieku ponad 80. lat z pampersa wrócił do sprawności i przy tak rozsianym raku do kości, bez brania leków przeciwbólowych żyje bez bólu – ewenement medyczny na skalę światową;

* olśniło mnie, że nie ma co się siłować z życiem, bo każda walka wymaga ofiar i krwi. Wolę płynąć z prądem, co nie oznacza bierności, tylko akceptację. I jakoś tak “dziwnie wszystko samo się układa”. Nauczyłam się odpuszczać chciejstwo bez rezygnowania z osiągania celu;

* mam wokół siebie fajnych, życzliwych ludzi. Inni zniknęli 🙂 A jak się pojawiają – wpisuję ich w ankietę i sprawa “sie załatwia”. Mam zaufanie do Kosmosu, że rozwiązanie, które mi podsuwa, jest najlepsze w danym momencie. Nie zawiodłam się 🙂

* Od kiedy systematycznie oczyszczam moje relacje ze wszystkimi i wszystkim – moje życie jest pozbawione lęku o przyszłość moją i moich dzieci. A jak się pojawia – wpisuję go w ankietę 🙂

Pokój JA

Ania

Stosowanie procesów Ho’oponopono umożliwiło mi zharmonizowanie mojego życia i mojej rodziny.

Unormowały się złożone wcześniej relacje z sąsiadami, które były bardzo napięte od kilku pokoleń.

Relacje z bliższą i dalszą rodziną uległy bardzo dużej poprawie i ociepleniu.

Odczuwam bardzo silne połączenie z moim Stwórcą. Zauważyłem także duże zwiększenie mojej kreacji.

Za pomocą procesów Ho’oponopono oczyszczam prowadzone przeze mnie projekty zawodowe.

Wcześniej beznadziejne wydawałoby się sytuacje, uspokajają się, ulegają poprawie i projekty można zakończyć sukcesem.

Po każdym procesie Ho’oponopono wyraźnie można odczuć, że jakaś mała cząstka balastu zostaje uwolniona, rozpuszcza się i bezpowrotnie odchodzi.

Pozdrawiam,

Ksawery

Jeśli chodzi o praktykowanie Hooponopono, to zauważyłam, że pewne osoby znikają z mojego życia, a inne wracają i to się dzieje z taką częstotliwością, że trudno uwierzyć. Raz w ciągu tygodnia spotkałam, miałam kontakt telefoniczny lub dowiedziałam się przypadkowo o tylu sprawach, gdzie przez lata nic podobnego mi się nie przydarzyło. Juz robiąc ankietę często zmienia się postrzeganie sytuacji, którą chcę rozwiązać, a niejednokrotnie opisując mój wpływ na dany problem widzę, że główną przyczyną problemu mogłam być ja i cieszę się, że się o tym dowiaduję, bo chyba najłatwiej jest obwiniać innych, a raczej na ich zmianę mamy mały wpływ. Widzę olbrzymi wpływ Hooponopono na moje życie, choć nie do końca jeszcze to wszystko ogarniam, bo każda zmiana pociąga za sobą kolejne (jak efekt motyla) i czuję, że dużo spraw jeszcze przede mną do rozwiązania. Czasem mijając inne osoby widzę w nich znajomych, bliskich, których dawno nie widziałam lub odeszli.

Pozdrawiam i do zobaczenia

Kinga

Witaj Joasiu

Chciałabym bardzo podziękować za kurs, za atmosferę jak stworzyłaś, a przede wszystkim za to, co nam ofiarowałaś – Ho’oponopono. Pisanie ankiety nie sprawia mi trudności, czasem mam taką myśl, że może robię to źle, ale oczyszczam to i ufam, ufam sobie. Brakowało mi tego narzędzia, jakim jest Ho’oponopono. Od półtora roku “pracuję” nad sobą. Pierwszą książką, jaką przeczytałam była “magia cudów” Max Freedom Longa i kolejne jego książki. Potem było mnóstwo różnych książek, ale ciągle mi czegoś brakowało. Tego żeby ktoś napisał, że jeśli czegoś chcesz od życia powinieneś najpierw BYĆ CZYSTY I WOLNY na wszystkich poziomach swego życia fizycznego i mentalnego i jeszcze powiedzieć jak to zrobić. Ho oponopono to odpowiedź dla mnie.

Dziękuję jeszcze raz za wszystko, za Ho oponopono, za cierpliwość za energię, którą nam przekazałaś.

Edyta

Droga Joanno,
w pierwszej kolejności chciałam jeszcze raz podziękować za warsztaty.

Hooponopono naprawdę zmieniło i zmienia moje życie. Mija troszkę ponad miesiąc, ponad 10 procesów zrobiłam na ok 20 problemów związanych z moimi finansami (mandaty!!! przestały się sypać), z moją seksualnością, moim ciałem i alergiami i chorobami somatycznymi, oczyściłam nasz dom i piwnice w wigilię święta zmarłych. Regularnie odwiedzają mnie rożne dusze zmarłych przodków we śnie (stan snu to wiele powiedziane-spię z pełną świadomością i widzeniem).

Wpisywałam w ankietę moje związki partnerskie, oczyściłam miejsce koncertu i drogę i członków zespołu (twierdzili ze to najlepszy koncert w ich karierze scenicznej- 21 Pilots Vorst National Brussels).

Stosuje kolumnę pokoju, stół Mahiki i dwa razy Misę Indygo.

Przychodzi mi to łatwo i widzę efekty. Czuje się jakbym czekała właśnie na takie narzędzie.

Po prawie 15 latach intensywnej pracy nad sobą (wyjście z uzależnienia od alkoholu, narkotyków i leków, papierosów i obżarstwa), po terapiach dzieciństwa, traum, warsztatach rozwojowych, praktyce 12 kroków, ponad 10 letniej praktyce jogi czuję, że to właśnie to.

Dziękuję za zaproszenie na drugi stopień warsztatów. Niestety nie mam juz wolnego w tym roku i nie mogę w piątek 25/11 uczestniczyć. Natomiast na pewno zapisze sie na drugi stopień po nowym roku.

Pozdrawiam ciepło i wysyłam pokój od JA

Karolina

2016-12-12

Dziękuję, że jesteś wierna tej metodzie i że przekazujesz ją innym ludziom.

To jak uzdrowienie po ciężkiej chorobie, po zajęciach czuje, że mam dostęp do swoich uczuć i do zgromadzonych wspomnień. Mogę wejść do środka samej siebie i posprzątać z cierpliwością i miłością.

Wszytko wokół jest takie samo – to ja się zmieniłam 🙂

Bardzo bardzo dziękuję kochanej Morrnah Simeonie, Tobie i wszystkim którzy biorą udział w tym wielkim sprzątaniu!

Oczywiście, że znajduję czas na praktykę procesu – ileż można błądzić w ciemności? 🙂

Uwielbiam chwile cichego bezruchu po zakończeniu procesu… tak jak bym zdjęła z barków ciężkie worki z kartoflami 🙂

Pozdrawiam,

Nadia

2016-22-05

Drobna uwaga na wstępie: autor poniższej relacji jest wybitnym fizjoterapeutą, więc mógł sam podjąć się leczenia. Oczywiście nie zachęcamy do naśladowania podobnych działań tych z Was, którzy nie mają odpowiedniego przygotowania. Poniższy wpis pokazuje, jak konsekwentna praktyka procesu Ho’oponopono wraz z zalecaniami Morrnah Simeony zmienia nasze podejście do tego, co nas spotyka w życiu. Jeśli zaakceptujemy, że czasem coś może iść nie tak, jakbyśmy sobie życzyli, (błędne wybory z poziomu umysłu, bez harmonii wewnętrznej), to stosując pełną wersję procesu uzyskamy zawsze pozytywne rezultaty, lepsze, niż byśmy sobie mogli kiedykolwiek wyobrazić.

Witajcie Kochani

Przyszedł czas abym podzielił się z Wami jedną z historii mojego życia związanego bezpośrednio z PROCESEM. Gdybym chciał podzielić się wszystkimi niezwykłymi historiami które wydarzyły się od dnia w którym przyjechałem do Wrocławia na kurs w 2010 roku, musiałbym opisać każdy dzień. Chciałem podzielić się z Wami najnowszą i najważniejszą dla mnie historią, właśnie mija 2 miesiące odkąd się to wszystko wydarzyło a konsekwencje są niczym lawina śnieżna która nabiera rozpędu.
W marcu wybrałem się w góry aby podszlifować umiejętności jazdy na desce, króciutki urlop z pracy, w sumie miały byc 4 dni i powrót w niedziele wieczorem do domu i w poniedziałek do pracy, ale wszechświat miał inne plany co do mojej osoby…Pobyt w górach był wspaniały, w otoczeniu przyjaciół, ukochanej osoby i nawet przez chwilę Pana Prezydenta. Dni mijały na intensywnej nauce jazdy i beztroskim spędzaniu czasu i spożywaniu średnio zdrowych rzeczy 😉 w sobotę wieczorem poczułem potrzebę zrobienia procesu w celu oczyszczenia długiej podrózy która miała mnie czekać następnego dnia i tak też zrobiłem po czym odczułem ogromną ulgę i spokój. Następnego dnia, w niedziele plan przedstawiał się następująco od rana wspaniała zabawa na stoku do 15:50 – oddanie sprzętu do 16:00, obiad, prysznic, o 18 wyjazd, o 23:50 przybycie do Warszawy. Do 15:30 plan był wykonany z nawiązką, siedząc na orczyku- szykując się do ostatniego zjazdu tej zimy, zastanawiałem się czy życie może być piękniejsze, chociaż pod czaszką zaczynał dochodzić do głosu stres związany z powrotem do pracy…Po dotarciu na najwyższą górę w okolicy, wpięciu deski okazało się że życie może być jeszcze piękniejsze … przy zerowej prędkości, moje ciało zrobiło bardzo dziwny manewr całkowicie zaprzeczając prawom fizyki – ciało było zupełnie gdzie indziej niz deska co spowodowało nienaturalny skręt – upadek- dziwny trzask w stopie i jak się później okazało doszło do rotacyjnego złamania kostki bocznej, w uproszczeniu – oderwała mi się kostka. Upadłem z potwornym bólem, gryząc na przemian śnieg i rękaw swojej kurtki i słyszac spokojny głos w mojej głowie powtarzający jak mantrę…” spokojnie, nie bój się, wszystko będzie dobrze, zaufaj, poprowadzę nas” , jakoś wtedy nie wymyśliłem nic lepszego jak po prostu zaufać głosikowi w mojej głowie. Pominę opis wydarzeń ze szpitala w Kowarach gdzie o mało nie straciłem nogi przez źle założony gips, wspomnę tylko, że odmówiłem wtedy po raz pierwszy operacji – zaproponowano mi zespolenie śrubami oderwanej kości, gdyż jak usłyszałem nie ma innej metody żeby to się zrosło… jako, że głosik w mojej głowie był bardzo wyraźny i nie znoszący sprzeciwu więc po prostu zaufałem i odmówiłem operacji. Musiałem zakomunikować moim pacjentom, klientom, współpracownikom i pracodawcy że zobaczymy się jak dobrze pójdzie za 6-8 tygodni … ogromny stres … do tej pory pozwalałem sobie na jedno-dwudniowe urlopy a tu świadomość opuszczenia stanowiska na tak długo … ogromny stres, ale głos nie dawał za wygraną wiec ja w końcu dałem i zacząłem cieszyć się zasłużonym czasem wolnym … wspomnę tylko, że dostawałem wiele wskazówek od wszechświata że przeginam z pracą ale jakoś udawało się wszystkie ignorować, wiec przyszło skompikowane złamanie 🙂 po powrocie do Warszawy udałem się do szpitala na poprawę gipsu, gdzie usłyszałem, że zaczynają w tym momencie szykować dla mnie salę operacyjną … głosik w mojej głowie dobrodusznie się śmiał i kazał mi nie zawracać sobie tym głowy bo on sie wszystkim zajmie… po raz drugi odmówiłem operacji na własną odpowiedzialność. Co było dalej ? Po 3 dniach ściągnąłem gips i zacząłem sam prowadzić swoją rehabilitację, a podobno się na tym całkiem nieźle znam, więc zaufałem sobie. Dzisiaj mija ponad dwa miesiące od złamania, dzięki któremu mogłem zredukować i ograniczyć przebywanie w miejscu pracy które powoli wysysało ze mnie życie i tak naprawdę za długo przedłużałem pobyt w strefie komfortu która po troszeczku mnie zabijała, dzisiaj mam swój własny gabinet, grafik zapisany na 3 tygodnie do przodu … jestem w miejscu swojego życia którego w najwspanialszych marzeniach i wyobrażeniach nie potrafiłbym zaplanować… wszystko o czym kiedykolwiek marzyłem to jakaś grecka tragedia w porównaniu z tym co dostaje obecnie w swoim życiu ….aaaaaa zapomniałbym chyba o najważniejszym …zrosła się bez ingerencji chirurga :))))) Od chwili złamania żyłem ze świadomością wielkiego szczęścia i zawsze będę powtarzał, że złamanie którego doświadczyłem uratowało mi życie i było najlepszą rzeczą jaka kiedykolwiek mi się przydarzyła 🙂 jestem pewien że to wszystko stało się dzięki procesowi Ho’opnopono.
ściskam Was wszystkich życząc Wam abyście zawsze dostrzegali cuda które dzieją się nieustannie wokół Was i byli świadomi tego że choćby nie wiadomo jak źle się działo i jak wielkie tragedie na pierwszy rzut oka nas dotykają to one są największym szczęściem jakie mogło nas spotkać.

Paweł

2016-03-04

Witaj Joanno,

Dziękuję za to, że robisz warsztaty Ho’oponopono.

Czuję się jakbym odbywała przyspieszony kurs rozwoju osobistego na poziomie nieosobistym. We wszystkim zaczynam rozumieć swój udział i wszystko widzę inaczej niż dotychczas. Dzieje się to za pomocą procesu, którego metodologia jest tak skonstruowana, że umożliwia tę zmianę świadomości. Samo zrobienie ankiety wg pytania o problem: “co mi to robi?”, oraz uzyskane w ten sposób i podane do oczyszczenia odpowiedzi, wynikające ze szczerego wglądu w swoje uczucia – to wszystko zmienia perspektywę patrzenia na własne życie. Już sposób zrobienia ankiety przygotowuje do zmiany. Proces jest genialny w swojej łagodności i mocy zarazem. Podczas robienia procesu czuję jakby dwie przeciwstawne siły, jing i jang, plus i minus, miłość i strach, pokorę wobec ich wzajemnego tańca. W niektórych momentach procesu czuję niepokój, drżenie w ciele, bicie serca, wzruszenie oraz Objęcia Stwórcy. Po procesie i zniszczeniu ankiety jest spokój i radość. Czuję się uwolniona.

Pozdrawiam serdecznie
Anna

2016-03-04

Witaj Asiu :),

minęły 4 miesiące od czasu mojego uczestnictwa w warsztatach Ho’oponopono (26-27 wrzesień 2015 Wrocław), dzieje sie tak wiele dobrego, a z tygodnia na tydzień zbieram się do napisania i czasu mało każdego dnia, wszystkie nieomalże wolne chwile poświęcam na proces, pisanie ankiety. Jest to obecnie czas dla mnie, kiedy czuję się, że “wyszłam z “ciemnego lasu” ,oddycham coraz lepszym powietrzem, moja rodzina zaczyna się ponownie scalać, a ja jestem coraz lżejsza. Widzę jak wiele jeszcze warstw mam do uwolnienia i każda zdjęta sprawia radość. Warsztaty z Tobą dały mi te wszystkie możliwości i były przez to niezwykłe. Materiały, które przesłałaś są bardzo pomocne oraz te od Ani Kligert, czytam je od czasu do czasu jak również relacje osób i za każdym razem coś nowego zauważam.

W niedługim czasie myślę, że będę gotowa na BASIC II.
Dziękuję światu za Ciebie i za ludzi podobnych 🙂

Serdeczne pozdrawiam

Elżbieta

2015-12-25

Witajcie. Podzielę się z Wami swoją historią.
Rok 2012 był dla mnie bardzo niełaskawy, a jego końcówka po prostu koszmarna. Praktycznie rozpadło się moje małżeństwo, byłam z 2 dzieci i zajętą pensją przez komorników wszelkiej maści. Byłam zrezygnowana i zniechęcona. Boże Narodzenie nie miało żadnego znaczenia. Wówczas w grudniu wpadła mi w ręce książka o ho’oponopono Joe Vitale’a. Zafascynowała mnie ta metoda i pomyslałam, że chciałabym zrobić taki kurs. Jednocześnie we Wróżce pojawił się artykuł na temat ho’oponopono i relacje uczestników- czytałam je jak opowiadania science fiction. “Przypadkowa” rozmowa z koleżnką z pracy spowodowała, że już w tej chęci nie byłam sama. Wspólnie wpisałyśmy w wyszukiwarkę magiczne słowo i pierwszy link prowadził na kurs pani Anny Kligert do Wrocławia już w marcu. Nie miałam grosza odłożonego ale pomyślałam, że do marca coś wymyślę. Gdy nadszedł marzec zaporzyczyłam się. W przeddzień kursu mój młodszy synek trafił do szpitala z zapaleniem płuc. Postanowiłam uwierzyć. Postawiłam WSZYSTKO na jedną kartę. Zostawiłam dziecko i pojechałam. Juz następnego dnia po procesie, gdy dzwoniłam do szpitala dziecko mówiło żwawym głosem, gorączka spadła. Potem okazało się, ze coś się komuś “przewidziało’ na rtg płuc i to nie zapalenie tyllko pewnie na tle alergicznym, takie tam….Proces był moją ostatnią deską ratunku. Trzymałam się go jak tonący brzytwy. Wówczas jedyną osoba, która przy mnie była i dodawała mi otuchy była moja przyjaciółka. Ona także bardzo namawiała mnie do rozwodu. Po jakimś czasie (2 miesiące) robienia procesu codziennie odzyskałam wewnętrzy spokój, przestałam budzić się z lękiem i i ściśniętym żołądkiem w środku nocy, przestałam bać sie “co dalej”. Po prostu jakby te emocje zostały wymazane. Miałam siłę i taką wewnętrzną MOC, żeby cieszyć się pięknem świata i dostrzegać wszystko wokół mnie. I o dziwo- w naturalny sposób moja przyjaciółka zaczęła się usuwać z mojego życia…
TERAZ jestem ż mężem. Pokonaliśmy demony. Mieszkamy w naszym nowym domu, którego przez lata nie mogliśmy wykończyć. Cieszymy się życiem. Proces wykonuję średnio 2 razy w tygodniu. Gdy mam wolne to codziennie. No i zawsze przed jakimiś trudnymi sprawami czy decyzjami. Przeczytałam mnóstwo książek o ho’oponopono- bo chciałam poznać jego tajemnicę. Wszystkie sprowadziły mnie do jednego: trzeba uwierzyć i poddać się sile Wszechświata. Nie ma co za dużo kombinować jak? i dlaczego?. To się po prostu dzieje. Teraz dzielę się swoją historią , żeby innym dodać otuchy i powiedzieć: Dziękuję. To działa!

I wiem, że to nie ja “trafiłam” na ho’oponopono- to ONO odnalazło mnie.

Pozdrawiam.

Karina

2015-12-8

Witaj Asiu,

początkowo, kiedy zrobiłam Basic I było mi bardzo trudno robić proces i pisać ankietę regularnie, miałam bardzo duży opór w sobie na te działania. Bardzo pomogła mi Twoja rada, żeby wpisywać w ankietę swoją niechęć do robienia ankiety, procesu,etc.,”coś puściło”;-) zaczęłam robić bardzo regularnie, co mi bardzo pomagało także w mojej pracy-pracuję z pacjentami psychiatrycznymi. Po kursie Basic II-Warszawa (listopad 2015 r.) poczułam się tak,jakbym “dostała skrzydła”:-)codziennie stosuję którąś z nowo poznanych technik, jak również Ho’oponopono z Basic I i czuję się rewelacyjnie, bardzo dużo spraw posunęło się do przodu w moim życiu od tego czasu, a to raptem kilkanaście dni:-) mamy takie fantastyczne narzędzie w rękach,nie odkładajmy go do szuflady proszę – to apel zwłaszcza do tych, którzy odeszli z jakiegoś powodu od Ho’oponopono…ucałowania i do rychłego zobaczenia.
Edyta

2015-10-14

Co do moich porządków w życiu, wszystko się powoli stabilizuje. Najważniejsze zmiany są we mnie, nie na zewnątrz. Mam inny stosunek do świata, przyrody, ludzi. Często denerwuję tym otoczenie, bo wszystkich”usprawiedliwiam”, daję im prawo do pomyłki, nie daję się wciągnąć jak kiedyś w ,,nakręcanie się’’. Mam dystans i oglądam sytuację nie z jednej strony, a jakby dookoła.
Niektóre moje znajomości, nawet długoletnie skończyły się. Stanowi to dla mnie nadal stratę, ale zadaję sobie pytanie, czy ostatnie miesiące a nawet lata były dla mnie korzystne, czy chciałabym te znajomości utrzymywać za wszelką cenę w takim kształcie, jakie były w ostatnim czasie.
Ja się zmieniłam, schudłam 15 kg, wymieniłam garderobę. Jednocześnie z tym procesem równolegle toczył się proces zmiany mnie samej. Zaakceptowałam, że też muszę ponieść jakieś straty, aby się odnowić.
Ciągle mam wrażenie, że jedną z moich lekcji życiowych jest akceptowanie zmian, rozstawanie się z ludźmi. Od dziecka bardzo się przywiązywałam do ludzi i odczuwałam, jako bolesną stratę, gdy musiałam się z nimi rozstać. Ktoś się przeprowadził, skończyły się wakacje, każdy pojechał do swojego domu, rozstałam się z chłopakiem itp. Były to dla mnie sytuacje trudne do zniesienia. Bardzo emocjonalnie do tego podchodziłam, a przecież życie składa się z ciągłych spotkań i rozstań. Musimy w pamięci zostawiać piękne chwile, dziękować Stwórcy, że mogliśmy ich doświadczać i iść dalej.
Jak wcześnie pisałam, czułam, że kurs Ho’oponopono będzie ważnym wydarzeniem dla mnie i się nie myliłam. Do wszystkiego sie zawsze zapalałam na krótko. Teraz konsekwentnie stosuję Ho’oponopono w swoim życiu. Nie robię tego codziennie, choć bardzo bym chciała, ale nie chcę tego robić w biegu. Ważne, że robię to systematycznie od 4 miesięcy.

Paula. S – kurs Wrocław, czerwiec 2015

2015-05-23

Witam Cię Joasiu,

dziękuję za odpowiedź 🙂

mimo bardzo ciężkiego okresu, nie przerwałam pracy z ankietami i uparcie raz lub dwa razy dziennie pisałam i pisałam i pisałam. Nie mogę się wprost nadziwić ogromem cudownych rzeczy jakie mnie spotykają. Przede wszystkim uzdrowieniu uległy moje stosunki z córką, wreszcie widzę w niej swoje dziecko, widzę jaka jest piękna mądra i cudowna. Nie wiem jak to się Asiu stało, że nie potrafiłam tego wcześniej dostrzec i skąd mam teraz takie pokłady miłości i czułości dla niej. To jest cudowne. Atmosfera w domu wreszcie jest fajna i wszyscy lubimy ze sobą przebywać 🙂 Moje relacje z mamą również uległy polepszeniu a na dodatek mama spotkała na weselu swoją dawną miłość – ojca mojego brata, który wyjechał do Stanów prawie 30 lat temu i wyobraź sobie że nie mogli się od siebie odkleić. Teraz debatują na temat wspólnej przyszłości i wszystko wskazuje na to, że moja wolna, niezależna i samowystarczalna mama zamieszka z facetem hihihi. Cudownie na to patrzeć bo mama zawsze była sama i nie miałam nigdy wyobrażenia jak to jest, jak jest w domu mężczyzna. Może i ja pozwolę wreszcie komuś zbliżyć się do mnie 🙂 Poza tym dużo łatwiej mi się funkcjonuje a różne sprawy załatwiają się bezproblemowo.

Joasiu bardzo się cieszę, że mogłam Cię spotkać na swojej drodze i dziękuję Ci Kochana Kobieto za tak potężne narzędzie do pracy jakie mi przekazałaś.

Joanna

2015-03-09

Pragnę Ci serdecznie podziękować za wspaniały warsztat H0’oponopono, który odbył się w Warszawie w lutym 2015 r., miałam przyjemność i zaszczyt być jego uczestniczką.

Ta wspaniała metoda w cudowny sposób odmienia mnie i wszystko wokół. Ciągle zmienia się postrzeganie rzeczywistości moje i ludzi z którymi się spotykam i oczyszczam relacje. To jest to czego szukałam przez całe moje życie.

Nosiłam w sobie olbrzymie pragnienia zmiany tego co mi nie odpowiada we mnie i w życiu, tego jak oceniam ludzi, że nie potrafię ponad tym przejść bez emocji. Teraz stres został otoczony miłością, akceptuje siebie i otoczenie takim jakie jest bez chcenia i zmieniania na siłę tego co mi nie odpowiada, ja jedynie oczyszczam relacje, a samo się dzieje. Życie po prostu jest wspaniałe takie jakie jest, patrzę na nie i jestem sobą, nareszcie jestem sobą tą prawdziwą obudzoną z letargu, w którym byłam od wielu lat.

Czułam, że nadejdzie taki czas, że wreszcie się otrząsnę i dowiem się kim jestem. Od wczesnego dzieciństwa coś mi nie pasowało w życiu, jakbym założyła maskę czy grała jakąś rolę, ale nie umiałam z tym sobie poradzić, bo sama świadomość nie wystarczała, to tkwiło tak głęboko, że nie umiałam tego wydobyć.

Pewnego dnia kupiłam kupon gwiazdkowy Ho’oponopono i podałam swój adres do oczyszczenia i zaczęło się już od tego momentu dziać, przez sny i zdarzenia w życiu, które nie były codzienne. Zdarzały się pomyłki w moim imieniu i nazwisku u osób, które mnie znały, nawet na liście uczestników kursu Ho’oponopono chwilowo figurowałam jako Joanna zamiast Jolanta.

Była to informacja dla mnie i z radością ją odczytałam, wiedząc po co przychodzę na ten warsztat, że pragnę wydobycia swojej TOŻSAMOŚCI z głębi mnie by być w końcu sobą tą prawdziwą, by czuć siebie, szanować i być autorytetem dla siebie samej, by nie szukać na zewnątrz, bo kto zna lepiej mnie niż ja sama.

Znalazłam i mam w ręku kluczyk do samej siebie i to jest boskie zaliczam to do cudów na ziemi, ja jestem cudem wśród cudownych istot zwanymi ludźmi. Płyną mi łzy gdy to piszę bo moja Mari tj. ukochana Unihipili nareszcie jest dopełnioną częścią całości…w końcu jestem autentyczna, prawdziwa dla siebie samej, kompletna JA 🙂

Cudownie dziękuję cudownej istocie Joannie Mądrzak*

Jolanta Maria

2015-03-06

Joanna,

Ze swojej strony również dziękuję za wspólny czas na warsztatach.

Jest dokładnie tak jak mówisz. Pierwszą “powarsztatową” ankietę zacząłem już w niedzielę wieczorem. Po prostu płynęły do mnie tematy, o których nie przypuszczałbym, że leżą mi na wątrobie. Każde wpisanie ich w ankietę odkrywało kolejne sprawy. Niesamowite. Ankieta powstawała przez trzy dni i darcie jej zajęło mi sporo czasu, aż żona powiedziała mi, że zastanawiała się co się dzieje 🙂 przybiegła z salonu słuchać dźwięki pod moimi i pod syna drzwiami, po chwili się domyśliła 🙂

Na drugi dzień rano zacząłem pisać kolejną ankietę – jestem jeszcze w trakcie.

Co mogę powiedzieć dzisiaj… DZIAŁA! Uwalniam się od schematów, frustracji. Od czwartku jestem z synem w szpitalu. Wcześniej zawsze szedłem do szpitala nastawiony negatywnie, w związku z bałaganem na izbie przyjęć, zachowaniem personelu (głównie sprawa szacunku do pacjentów i rodziców), ciągły brak informacji.

A wczoraj… ooo. Nie denerwuję się. Pozwalam się toczyć sprawom i nie działa to na mnie negatywnie. Gdy słyszę protekcjonalny ton pielęgniarek w stosunku do mojego syna nie denerwuję się. Raczej jest mi obojętne, traktuję to jako ich problem i dostają zwrotkę od mojego syna, który nie odpuści, gdy nie otrzyma na wszystko precyzyjnej odpowiedzi 🙂 nie lubią tego. wcześniej próbowałem go powstrzymać i popędzać. Od wczoraj nie jest już to konieczne. Na oddział wchodzę swobodnie bez stresu, mówię spokojnie po co tu jesteśmy i jakie mamy oczekiwania i potrzeby. Nie stresuję się, że “zawracam głowę lekarzom czy pielęgniarkom”. Po prostu jest to część mojego życia, gdyż w szpitalach bywamy regularnie, i od wczoraj dbam, aby nie było to źródłem stresu.

Zauważyłem, że sam proces oczyszczenia działa szeroko – nie wpisywałem w ankietę tematów szpitalnych, a jednak samo kilkukrotne przejście procesu zaowocowało zmianami we mnie w odniesieniu do spraw, których nie traktowałem ankietą.

Dziękuję Joanno, dziękuję Morrnah!

Pozdrawiam gorąco i życzę wiele radości z dzielenia się szczęściem.

Grzegorz Majchrzak

2014-11-21

Cały czas praktykuję ho’oponopono, w moim życiu podziały się różne ‘cuda’. Moja matka pogodziła się ze swoją, po 20 latach nienawiści. Ja odnowiłam z matką kontakty, po wielu miesiącach milczenia i urazy. W moim małżeństwie, choć dotąd było dobrze, jest wiecej spokoju, zrozumienia.

Ja sama jestem bardziej pogodzona ze sobą, świadoma. Inaczej patrzę na rodzinę, naturę, świat. Co prawda moje życie zawodowe utknęło ale też nie staram się jakoś za bardzo;-) Na pewno jestem spokojniejsza, choć wybuchy emocji ciągle mnie nawiedzają.

Kiedy pisałam, że nie ingerowałam w kręgu rodzinnym, chodziło mi o brak kontaktu fizycznego, z mamą i babcią nie miałam wtedy w ogóle kontaktu – był ostry konflikt.

Czyli cały proces wybaczania dział się bez mojej wiedzy (konflikt i problemy wpisywałam w ankietę). Dopiero “przypadek” spowodował odnowienie kontaktów, już bez konfliktu i wtedy dowiedziałam się o niesamowitych zmianach, w relacji i postawie.

Zawsze wpisuję w ankietę emocje, nawet te najtrudniejsze. Siebie nie da się oszukać;-) Co ciekawe, już po wypisaniu, czuję małą ulgę.

Wczoraj było we mnie dużo lęku i niepokoju. Mam takie swoje “sfery”, które wywołują u mnie panikę. Miotałam się. I robiąc ho’oponopono, przeżyłam jakiś przełom. Raz, że czułam się jak w transie, jak w bujanej kołysce, w kokonie…cudny stan… a dwa, że ulga była przeogromna i podłe samopoczucie, dręczące myśli, rozpłynęły się w powietrzu. Coś pięknego. Poczułam moc narzędzia, tak intensywnie po raz pierwszy.

Monika

2014-10-27
(kurs 4-5.10.2014 w Warszawie)

Joanno!

W zajęciach było coś magicznego. Nawet pomimo zimnej kaszy, która jakoś nie miała to dla mnie znaczenia.

Moja Unihipili lubi te rytuały ubierania, oddychania i chodzenia w chmurach. Nie robię ich codziennie, bo wywołują u mnie emocje, po których chcę odpocząć. Czy coś zmieniło się wokół mnie? Nie zależy mi na tym. COŚ zmieniło się we mnie. Spokój.

W Tobie też było coś magicznego.

Pozdrawiam
Mirka

2014-10-12 (kurs 13-14.09.2014 we Wrocławiu)

Z metodą Ho’oponopono zetknęłam się po raz pierwszy w książce Joa Vitale. Idąc na warsztaty do Joanny Mądrzak spodziewałam się uzdrowienia. Chciałam nie tyle, by moje życie było inne – lepsze, ale chciałam się uwolnić od wszystkich negatywnych uczuć i myśli, które mi towarzyszyły na co dzień.

Warsztaty były świetne. Grupa skupiona, prowadząca dzieliła się zarówno metodą, jak i doświadczeniami z niej płynącymi. Ale wróciłam do domu, nie do końca ufając, że proces Ho’oponopono zmieni mnie, czy moje myśli.
Zaczęłam stosować metodę. Jakże wielkie było moje zdziwienia, że dostałam narzędzie nie tylko pomocne, ale i o wielkiej sile. Hooponopono zmienia moje życie, nastawienie, spojrzenie i piękne jest to, że daje siłę i wsparcie. Sprowadza też do tu i teraz – nie trzeba szukać niczego na zewnątrz. Wszystko jest w nas. Siła, miłość i pokój.

Elżbieta (uczestniczka kursu 19-20.07.2014 we Wrocławiu)

2014-09-16 (kurs 13-14.09.2014 we Wrocławiu)

Moje spotkanie z Ho’oponopono
Kiedy pracujemy nad sobą i nad jakością swojego życia, kiedy odczuwamy potrzebę zmian, mogą nagle pojawiać się różne sytuacje i stany, które ciężko zrozumieć. W świetle tego, że umysł jest przyzwyczajony do innej rzeczywistości i innego pojmowania, przepełniony innymi sposobami działania, myślenia i odczuwania, może pojawić się chaos i blokada.

Eskalacja emocji związana z poznawaniem nowego utrudnia postęp i wchodzenie w zmiany.
RTZ mówi – pytanie, gdzie nie możesz w sobie znaleźć odpowiedzi, jest dla ciebie najwłaściwszym pytaniem. Tak czułam się, kiedy znalazłam informacje o ho’oponopono. Mnóstwo sprzecznych emocji, zaciekawienie, racjonalizowanie, wahanie…
Wyjaśnię dlaczego jednak ho’oponopono stało się dla mnie odkryciem, objawieniem, wsparciem i mam nadzieję metodą do codziennej pracy nad sobą.
Sam udział w kursie dał mi ukojenie w nawiedzającym lęku, rozdrganiu, wewnętrznym niepokoju co dalej. Dał mi poczucie ulgi, dotarcia do bezpiecznej przystani. Przed kursem pracowałam dużo z emocjami, z przeszłością, próbowałam zrozumieć ten proces, ciągle szukając odpowiedzi, imając się różnych metod, nieustannie analizując. Ale napięcie nie schodziło, wciąż brakowało czegoś… może właśnie wiary w siebie, ufności w patrzeniu na siebie i świat. Był za to niepokój, niepewność, tłumione potęgujące się emocje.

Zaraz po kursie poczułam jakbym wróciła do korzeni – weszłam w swoją starą skórę, dałam upust totalnej złości, miałam ochotę wrzeszczeć na wszystkich wokół. Nie czułam takiej złości od jakiegoś czasu. Nie czułam przy tym dyskomfortu, wręcz pewność siebie i rację, a nawet akceptację! Jednocześnie odszedł niepokój i miałam wrażenie, że zrobił miejsce do dalszej pracy. Zobaczyłam siebie jaką jestem, JA – jako JA i odzyskałam siłę, by stawać się lepszą.
Ho’oponopono, starożytna wiedza hawajska, w naszej zachodniej rzeczywistości może się sprawdzać i działać.

Ho’oponopono jest narzędziem do procesu integracji wewnętrznej, do treningu intuicji, do oczyszczania i rozwiązywania. Pomaga uświadomić sobie problem i oczyścić jego przyczyny. Pozwala na uzyskanie spójności pomiędzy myśleniem, odczuwaniem i mówieniem, na uzyskanie wewnętrznej integracji, na ulepszenie jakości życia. Jednocześnie nie manipuluje rzeczywistością, nie jest ezoteryczne, opiera się na zdrowym rozsądku, uczy akceptacji siebie z całą swoją niedoskonałością, postrzegania siebie i otoczenia twórczo, z dbałością (specyfika oddychania, ćwiczenia fizyczne).
Co ważne dla mnie, napiszę to metaforycznie: ho’oponopono pozwala na stanięcie obiema stopami stabilnie na ziemi. A przy tym nie odbiera kreatywności a wręcz ją rozwija, pozwala uwolnić się od sztywnych dekalogów i czyiś prawd. Dzięki temu masz świadomość problemu ale nie musisz szukać jego przyczyn, bo twoja koncentracja idzie w kierunku budowania nowego.

Uwolnij siebie i energię, którą zgromadziłeś
– przetransformuj ją, oczyść się, aby zadziało się nowe.

Z bloga uczestniczki kursu we Wrocławiu 13-14.09.2014
http://widokzokna.blog.pl/2014/09/16/hooponopono/

2014-09-15 (kurs 13-14.09.2014 we Wrocławiu)

“Ze słowem Hoponopono zetknąłem się w książce Joe Vitale. Chociaż jestem krytycznie nastawiony do takich spraw zaciekawiło mnie to. Jeśli coś mnie ciekawi – sprawdzam od strony praktycznej, czy działa to w moim przypadku. Zadziałało zbyt wiele razy by był to przypadek. Dlatego postanowiłem bardziej zgłębić tą metodę i byłem na kursie.

Kurs przeprowadzony w miłej sympatycznej atmosferze, przyswojenie materiału nie stanowi żadnego problemu:) uczymy się od razu w praktyce. Proces Hoponopono odbywa się też na zajęciach. Dla mnie efekt był taki – przyjechałem z bolącym stawem nadgarstka, po zajęciach ból zniknął i od trzech dni się nie pokazuje. Czy to przypadek, czy zasługa procesu – jeszcze nie wiem. Ale jeśli takie zbiegi okoliczności będą zdarzały się częściej, po wykonaniu procesu oczyszczania – to będę zagorzałym zwolennikiem tej metody:).

Tomek

2013-12-28

Witam. Chcę przesłać moje refleksje na temat procesu ho’oponopono i śpieszę się, dlatego przesyłam na maila nie szukając na stronie odpowiedniego miejsca.
Ogromną zaletą procesu ho’oponopono DLA MNIE jest to, że potrafi ogromnie podnieść wibracje jednocześnie nie blokując procesu myślenia i nie odcinając “niższego” umysłu (tego bawiącego się cały czas słowami i mieszającego je w głowie w czasem niezwykle chaotyczny sposób )jak mi osobiście często się zdarza podczas medytacji, dlatego ewentualne refleksje o bardzo wysokiej wibracji przypominam! werbalizują się dość łatwo, przynajmniej tak miało to u mnie miejsce dzisiaj.
Wczoraj wieczorem nie udało mi się zrobić procesu, a dzisiaj widzę, że nie ma tego złego co by na BARDZO DOBRE!!! nie wyszło. Ponieważ dzisiaj odwiedziły mnie wspaniałe energie i przypomniało mi to o moim kosmicznym pochodzeniu, o wyższej roli i przypomniało punkt widzenia Wyższego Ja – wczoraj wieczorem zastanowiło mnie to jak Wywyższeni Mistrzowie “podchodzą” do ziemskiej cywilizacji- zwierzęce umysły, umysł cielesny, głupota, totalna nieświadomość. Wrzód na ciele Wszechświata.Tak w istocie jest – i jestem bardzo wdzięczna energiom za to, że przypomniały mi o tym. Jakże mogłam o tym zapomnieć? Nie wiem, ale mogłam. Gdy się powtarza coś po tysiąc razy człowiek zaczyna w końcu w to wierzyć, szczególnie jeśli się popiera swoje poglądy działaniem – agresją w głowie w słowach i działaniem odpowiednim do tego, co ma się w głowie. Pod wpływem innych ludzi bywa, że czasem zapominamy o swoim kosmicznym pochodzeniu. Nie wiem, jak opisać moją wdzięczność.

Zawsze zadziwiała mnie siła Ducha, którą Osho przejawiał we Wszystkim co mówił lub robił. Wiem, że to jest tylko początek, ale niezmiernie cieszy mnie dzisiejszy poranek właśnie dlatego, właśnie ta świadomość mnie cieszy- nie koniec tylko początek, jeszcze długa, tak długa, bardzo długa… ale szczęśliwa jestem, bo mam świadomość, że ta droga JEST i JA JUŻ NA NIEJ JESTEM- jestem od czasów urodzenia już. Niezmiernie cieszy mnie tez to , że byłam oświeconym dzieckiem. A jak 14 czy 13 lat temu byłam oświecona to powrót do tego stanu jest pewny, jest oczywisty, to po prostu tylko kwestia czasu.

Po sto i tysiąckroć i nieskończenie wiele razy dziękuję Stwórcy Boskiemu, mojej Wewnętrznej Rodzinie, Siłom Boskim w całym Wszechświecie…Wiemy o co chodzi. W załączniku przesyłam też zdjęcia, które po prostu KONIECZNIE musiałam dołączyć do tego maila.
Serdecznie pozdrawiam!!!

Karolina
P.S. Jestem PEWNA, że nie jest to mój ostatni mail na temat procesu 🙂 Pani Joanno, proszę czekać na następne 🙂

Większość moich doświadczeń rozgrywa się obecnie na płaszczyźnie duchowo – mentalnej, choć jest też kilka (na razie) drobnych, skrystalizowanych już sytuacji, na które proces miał wyraźny wpływ. A od kursu minęło zaledwie 18 dni!

Ale może od początku.

Proces robię sumiennie, skrupulatnie i bardzo ochoczo 2 razy dziennie. Najpierw przez parę dni musiałem się trochę oswoić z tekstem i formą, ale potem “coś” głębszego zaczęło do mnie przemawiać i jakoś tak coraz lepiej się czułem. Miałem trochę kłopotów, a raczej wątpliwości dotyczących ankiety – czy dobrze ją przygotowuję, czy jasno się wyrażam, itp., ale wyszedłem z założenia, żeby skupić się na konkretach i pisać to, co czuję.

Oczywiście rozmawiałem z Unihipili, starałem się okazywać dużo troski i ciepła. Najpierw dziecko moje kochane było trochę nieswoje, ale konsekwencja przyniosła rezultat. Wahadełko – fantastyczne narzędzie na dobry początek – okazało się ulubioną zabawą i świetną okazją do rozmowy, okazywania miłości, uznania, pochwał i wdzięczności za bezbłędne i szalenie precyzyjne odpowiedzi na różne, czasem niełatwe pytania. Z każdą rozmową okazywałem sobie coraz więcej ufności, co zostało bardzo docenione i skutkowało coraz większym otwarciem i swobodą ze strony Unihipili. Powiem tutaj, że jestem też szczęśliwym tatą 7-letniej córeczki i dobry kontakt z nią bardzo pomógł mi w odpowiednim podejściu do wewnętrznego dziecka, bo każdy rodzic wie, że okazanie dziecku całej uwagi, zainteresowania i miłości ma nieoceniony wpływ na jego zachowanie i rozwój. I tak to wszystko sobie trwało, a “drzwi do domu we Wszechświecie otwierały się powoli”… coraz bardziej i bardziej.

Aż któregoś dnia, oglądając telewizję “przypadkowo” trafiłem na pewien dokument o znanym mi już wcześniej brazylijskim uzdrowicielu naszych czasów – medium João Teixeira De Faria, czyli Jan od Boga. [Adres filmu na YouTube: http://www.youtube.com/watch?v=UILaBQVSzI8&feature=player_detailpage] Wtedy pękła we mnie tama. Boska Miłość i namacalne wręcz Światło zalało mnie całkowicie. To ciekawe, bo nie uważam się za praktykującego chrześcijanina, jestem raczej ciekaw różnych kultur i ogólnie pojętej duchowości. Ale w tym momencie coś się stało wewnątrz mnie. To, co poczułem było tak fundamentalne i nieskończone, że ciężko to opisać. Odczucia mogę spróbować ująć tak: Bóg wziął mnie w ramiona jak to małe dziecko i dał do zrozumienia patrząc prosto w oczy, że mimo, iż ja o Nim zapomniałem, to On zawsze jest blisko ze mną i nigdy nie przestanie mnie kochać i mam się nie martwić, bo wszystko będzie dobrze. Teraz wiem jak to jest dotknąć nieskończoności, poczuć majestat jakiejś nieskończenie potężnej Istoty i bezkresną, naprawdę bezkresną Miłość. Ja poprostu rozsypałem się wtedy, zalałem się łzami (szczęścia) i powtarzałem bez przerwy, jakby automatycznie i naturalnie “kocham Cię, Ojcze”.

Całe moje odczuwanie rzeczywistości przeniosło się tamtego dnia jakby do wewnątrz. Od tamtej pory czuję tą Potęgę we wszystkim: ludziach, zwierzętach, przedmiotach, sytuacjach – wszystkim. Oczywiście czasami bardziej, a czasami mniej. Ta Obecność toważyszy mi wszędzie, w każdej chwili. Może nie tak intensywnie, jak na początku, ale WIEM, że żywy Bóg jest we mnie i we wszystkim, w całym Stworzeniu. Od tamtej pory czuję wielką pokorę i wdzięczność. Co chwilę rozmawiam już nie tylko z dzieckiem, ale również ze Stwórcą. Moje zmartwienia i stres – te naprawdę ostatnio intensywne – prysły, niczym zły sen. Oczywiście miewam czasem nadal słabsze chwile, ale wtedy od razu rozmawiam z dzieckiem i Ojcem. Nastawienie do życia i pewną pustkę wewnątrz, której sobie nawet nie uświadamiałem, wypełniła wiara, wdzięczność i szczęście. Myślę, że same te uczucia bardzo pozytywnie przełożą się na wymierne efekty w życiu.

Ale wszystko po kolei – najważniejsze, że nie jestem już sam. Najważniejsze, że kontakt w mojej wewnętrznej rodzinie został przywrócony i w moich rękach leży teraz pielęgnowanie go i pogłębianie. Ponadto, ponieważ wierzę, że w naszym wnętrzu nie istnieje granica między światem żywych i zmarłych, któregoś dnia pozwoliłem sobie złożyć prośbę w ręce Morrnah. Mówiłem do Niej, że dowiedziałem się, że za życia była wielką uzdrowicielką i czy zechciałaby pomóc mi uzdrowić bliską mi osobę. Po południu przyszło uczucie i jakby żywy obraz w umyśle stojącej przede mną Morrnah z promiennym, łagodnym i ciepłym uśmiechem, dającej mi odczuć, że jej interwencja nie jest w tej sprawie wskazana (nie jestem pewien, czy to właściwe słowo), że ta sprawa zostanie inaczej rozwiązana i mam się nie przejmować. To też było bardzo głębokie i piękne doznanie.

Jak pisałem wcześniej, mam też kilka “namacalnych” (ja chyba już teraz inaczej traktuję to słowo) sytuacji, które zamieszczałem w ankiecie i które wbrew nienajlepszym rokowaniom przebiegły zadziwiająco dobrze, a co najważniejsze z pozytywnym skutkiem – a o to przecież chodzi. Były to głównie spotkania i rozmowy z ludźmi, w tym z jedną starszą panią, z którą tak naprawdę nie da się rozmawiać (zawsze ma swoje zdanie, nie dopuszcza do słowa, nie słucha), jednak ta rozmowa, choć przebiegała topornie i w trakcie jej trwania nic nie wskazywało na osiągnięcie jakiegokolwiek porozumienia, to rezultat był zaskakująco pozytywny i zadowalający obie strony.

Oczywiście bardzo istotnym elementem jest również medytacja – obowiązkowo dwa razy dziennie, jeśli mogę, to trzy. Moim zdaniem jest to szalenie istotna czynność, ponieważ od ponad dwóch lat stosowałem medytację transcendentalną i jej pozytywne efekty w życiu moim i najbliższej rodziny są dla mnie oczywiste i kolosalne. Poza tym od małego bardzo ciągnęło mnie do wewnątrz – co tam jest w tym wnętrzu? jak to działa? kim i czym naprawdę jestem? czym jest ten umysł, uczucia i myśli? skąd przychodzą myśli i kto je tak naprawdę myśli? kto przeżywa to życie? itd. Naturalnie stosuję Kolumnę i w soboty i niedziele “Misę Indygo”, chociaż czasem mam kłopot z symboliką, jak wyobrazić sobie jakiś konkretny problem i umieścić go w misie, ale jak dotąd zawsze ostatecznie sposób się znajduje.

Więc reasumując, w moim odczuciu, jak na dłoni widać w moim małym życiu efekty procesu Ho’oponopono według Morrnah. Czekam cierpliwie, co będzie dalej. Dlatego też nie sposób mi wyrazić wdzięczności Tobie Aniu za przekazaną naukę i Tobie Asiu za organizację kursu. Dziękuję Wam serdecznie.

Pozdrawiam

Ł. B.

2013-08-05

Jestem certyfikowanym trenerem EFT (Emotional Freedom Techniques) i stosuję tę metodę we współpracy z osobami, które mają problemy z trudnymi wspomnieniami, które obciążają ich emocjonalną sferę życia. Metoda działa ale w niektórych przypadkach jest nieefektywna.

W trakcie Pani szkolenia doznałem szoku w postaci stwierdzenia” Że tak naprawdę wszelkie problemy, również klientów, osób współpracującyc h są we mnie”. Na glębokim poziomie zaakceptowałem ten fakt.

Rozpocząłem w zeszłym roku stosować hooponopono do każdej sytuacji która miała miejsce w moim życiu. Problemy zaczęły się cudownie rozwiązywać.

Obecnie mogę powiedzieć że EFT ani żadna inna metoda nie zdziałały w moim życiu więcej niż hooponopono. Z doświadczenia na które składało się wiele gorzkich porażek i powrotu do maksymy “że wszystko absolutnie jest moją zasługą” mogę powiedzieć że warto jest stosować tę metodę.

Ja osobiście dziś nie znam żadnej innej dostępnej metody, która likwidowałaby nasze problemy na głębszym i podstawowym poziomie.

A.O.- trener EFT

2013-08-05

W moim długoletnim praktykowaniu procesu ho’oponopono zauważyłem następujące zmiany w moim życiu: rzuciłem palenie, przestałem pić alkohol, jestem wegetarianinem , podczas trzech wypadków samochodowych wyszedłem bez obrażeń, podczas włamania do mojego domu nic nie zginęło .

H.Ł. – właściciel firmy, praktykujacy od 1989.

2013-08-05

Droga Pani Anno

Zbieram się od kilku dni, by do Pani napisać i podzielić się wrażeniami.

W moim życiu zawodowym pojawiły się nowe, interesujące perspektywy… Jestem pewna już teraz, że to kolejny etap w moim rozwoju, nowy, lepszy…

Z każdym dniem mam coraz większe zaufanie do procesu Ho’oponopono… Widzę, jak się zmieniam, jak zmienia się moje spojrzenie na świat i na wszystko, co mnie otacza… Świadomość, że wszystko ma Unihipili, zmieniła jakość mojego życia.

Dzięki procesowi, „cudownej” poprawie uległy moje relacje z ludźmi, z którymi od lat nie mogłam dojść do porozumienia… a tu proszę… J Najbardziej jednak cieszy mnie fakt, że zniknęła moja potrzeba kontrolowania… Oddałam Bogu sprawy do załatwienia, i co wydawało się rzeczą niemożliwą – zaufałam, że otrzymam wszystko co dla mnie najlepsze… Swoją drogą, dzisiaj pomyślałam sobie pierwszy raz w życiu, że jestem ukochanym dzieckiem Stwórcy!

Co jeszcze z takich ciekawostek, przestałam się przejmować problemami finansowymi, jakoś tak w moim umyśle istnieje obraz tego, że zostało to już rozwiązane i pojawiło się to „samo z siebie”

„ludzie bluszcze” jak ich wcześniej nazywałam, poznikali z mojego życia… Mój syn widzi mamę jakąś odmienioną, pogodniejszą, kochaną, Ja widzę w innych jasne strony, mam więcej zrozumienia dla wszelkiego stworzenia.

Jestem pod ogromnym wrażeniem procesu… ani regresing, ani ustawienia hellingerowskie nie przyniosły pożądanego efektu… a tu… niespełna 2 miesiące stosowania procesu i już tyle spraw rozwiązanych…

Jestem pewna, że będę stosować Ho’oponopono do końca tego życia…

Dziękuję, że nauczyła mnie Pani procesu.

Pozdrawiam serdecznie,

J. L.

2013-06-23

Lecze dalej miloscia Hooponopono, mam wrazenie ze coraz intensywniej.

Mam klientke, ktora od ponad XY laaaat cierpi na zaburzenia typu potraumatyczneg o. Objawia sie to tym, ze omamy sluchowe i wzrokowe uniemozliwialy jej w najmniejszym stopniu funkcjonowanie. Nie byla w stanie wychodzic z domu, nie byla w stanie umyc sie, odtwarzaly sie koszmarne obrazy. Cierpiala strasznie. Jak ja poznalam, siedziala jak na wpol zywa, wyzuta z energii, oczy gdzies zapadniete, w mieszkaniu syf. Opiekunka srodowiskowa 2 razy w tygodniu po kilkanascie minut.

Mysle sobie, hmmm w sumie ladna kobieta, troche poczucia humoru z niej wyiskralam i niezmiernie polubilam. Wpisalam ja w ankiete. raz drugi dziesiaty..widzimy sie raz w tygodniu. Przychodze do niej ktoregos dnia, a ona chce isc na spacer..upsss..a te koszmary? pytam otwarcie. Dzisiaj jakos ich nie ma. Idziemy.Tak sie na tym spacerze ozywila, ze odtad niemal za kazdym razem wychodzilysmy spacerowac.Kregoslup ja bolal caly tydzien,stopy puchly, ale chodzilysmy. Miesiac pozniej jej maz zostal skierowany na kilka tygodni do szpitala. Na szczescie! Raz ja tam zawiozlam, ale czesciej nie bylo to mozliwe.

Wie pani co, mowi. Ja sobie pojade autobusem.. az sie zakrztusilam..AUTOBUSEM???
Taaaak… wezme ze soba swoje misie ( zabawki pluszki majace role ochronna),
kupie bilet i pojade. OOOHA. pojechala. wziela jednego pluszka i z nim w rece udala sie do autobusu. Mowi, ze kierowca troche dziwnie parzyl jak sobie z pluszkiem rozmawiala w drodze, ale byl bardzo uprzejmy. Potem jezdzila co drugi dzien..( od ponad XY lat leki przed jazda autobusem, pociagiem ect.)

Ktoregos dnia przyznala, ze z ten lek pred woda to dziwne, bo kiedys to ona byla dobrym plywakiem. Zaproponowalam OBEJRZENIE basenu. Nie. ja to bym sobie poplywala..a nie poogladala..i tak chodzi juz od dwoch miesiecy na basen, plywa jak sprot. Wczoraj mnie poinformowala, ze przez te upaly ona nie moze tak czekac az ktos przyjdzie i ja umyje. Zalozyla sloneczne okulary i wziela prysznic.. ja ZANIEMOWILAM Aniu. to jest osoba, ktora od XY.. lat byla zakotwiczona w swoich lekach, potwornych lekach. Teraz maszeruje po zakupy, jezdzi autobusen, jezdzi rowerem, plywa, maluje sie, szminkuje i z wlosami experymentuje. Wyglada naprawde swietnie.

Ja jestem tym cudem OBEZWLADNIETA. Mam wrazenie ze te pozytywne zmiany sie wzmacniaja i tego ona juz nie utraci, co wrocilo. To niesamowite, mam dreszcze na calym ciele, tak mnie zaskakuje. Te zwierzeta ciagle sa obecnie, ale nie tak bardzo upoczywe.

napisala: XY

2013-06-18

Witaj Anno,
W niedzielę zakończyliśmy kurs, ja obecna byłam po raz drugi i bardzo się z tego cieszę, bo moja wiedza została bardziej ugruntowana. Mam wrażenie, że wiadomości płynęły do mnie łatwiej i prościej i bez większych wątpliwości je przyjmowałam. Może było to wynikiem niezwykle dobrej Twojej formy w prowadzeniu warsztatów a może też fakt, że już wcześniej zeszłej jesieni uczestniczyłam w tych zajęciach i wiedziałam co mnie czeka. Oczywiście, praktykuję niemal codziennie, jednak nie do końca miałam świadomość co z czego wypływa i czy do końca cały rytuał wykonuję dobrze. Teraz jest to wszystko dla mnie o wiele bardziej wyraziste i wiem, że należy też się opierać na intuicji, chociażby przy sporządzaniu ankiety. Niezależnie, robiąc rytuał wpisywałam od niedawna imiona inazwiska moich znajomych, z którymi nie mam kontaktu na co dzień, a których wsparcie jest mi obecnie bardzo potrzebne. Tak się złożyło, że ich stosunek do mnie okazał się bardzo pozytywny i dostałam od nich dużo wsparcia i pozytywnej energii. To na pewno moc Ho’oponopono.
Chciałabym Ci za wszystko bardzo podziękować i mam nadzieję do zobaczenia na kolejnych przez Ciebie prowadzonych warsztatach, może wtedy już BASIC 2.
Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo szczęścia.
Anita

2013-03-29

Praktykuję ho’oponopono już dość długo. Jedną ze spraw, które udało mi się dzięki procesom załatwić, były moje lęki, stany lekowe – przesadzony, niewspółmierny strach przed pewnymi sytuacjami. Bardzo mi to dokuczało, odczuwałam to fizycznie w okolicach żołądka. Często umieszczałam ten problem w ankiecie. I kilka miesięcy temu poznałam metodę, która powoduje, że mam kontrolę nad tymi lękami, ze mogę się takiego lęku pozbyć w krótkiej chwili. Jestem bardzo wdzięczna, bo to było naprawdę uciążliwe.

M.K.

2013-03-24

Witam bardzo serdecznie . Kurs konczylem w Krakowie pod koniec roku. Było kameralnie i bardzo fajnie. Ciekawi kursanci, jakoś tak swojsko.Mam kilka sytuacji z którymi się chce podzielic : Praca: szef który zwykle uchodził za chama uśmiecha się i jest miły, maszyny na których pracuję naprawione (trwało to 6 lat ; tydzien po procesie)Zona juz akceptuje, nie bylo latwo., Moja suczka miala problem z kotem sasiada, problem rozwia.zany, Gosc wrocil do zony wyprowadzil sie i zabral kota, a na jego miejsce wprowadzil sie kolega z pracy:).odprowadzilem bardzo nieprzyjemna dusze z domu kolegi brata ,juz jest spoko, naprawilem mixer na mahiki, znalazla sie praca dla kolegi(tez robi procesy) znalazlem pare przedmiotow ktore zaginely, wyleczylem sie z grypy, nie dostalem mandatu,mniej balaganie , jestem bardziej cierpliwy, wciaz pracuje nad dysleksja. Pozdrawiam wszystkich , bedzie wiecej to napisze… Zachecam by inni tez pisali co u nich.

2012-06-08

Serdecznie Ci dziekuje za przefantastyczn e warsztaty kwietniowe w Szczecinie. Co prawda chodzilam 3 dni wytracona z realiow,ale bylo mi z tym dobrze. Powiedzialas, ze mamy pisac o naszych doswiadczeniach , wiec pisze.

Moje zaangazowanie mi nie minelo od pierwszego dnia, wrecz przeciwnie. moj ojciec jest chory na raka, wiec zaczelam proces od siebie i rodziny z glownym naciskiem na ojca.

minelo, niech policze 2 miesiace. 2 razy dziennie rano i wieczorem poswiecam czas na hooponopono. w pracy sobie poustawialam tak,ze sie codziennie korzystnie znajduje na to czas, a zmian nie do uwierzenia wiele.

Ojciec psychicznie byl umierajacy. ciagle mowil o smierci i o tymjak ten rak go zjada po kawalku. moj ojciec ma poczucie humoru, takze wyrazam sie jego okresleniami.

To byl rak prostaty z przezutami do mostka. wyniki PSA byly ciagle wyzsze, zastrzyki nie pomagaly a lekarze stwierdzili, ze po 2 latach terapii trzeba by chemioterapie zastosowac, bo zastrzyk przestaje dzialac.

ojciec sie zalamal. czasem szalal i byl agresywny, czasem jak baranek plakal i wyrazal ostatnie zyczenia.

Od miesiaca ozyl. Naprawde ozyl. Wstapila w niego taka sila, ze tak jak byl niemal wciaz lezacy, wstal, zreperowal sobie rower i pojechal na wycieczke. Zakupil golebie 4 sztuki, potem rozbudowal im golebnik. Siedzi teraz codziennie w ogrodzie i gania te ptaki, bo mu gdzies do sasiadow na dachy siadaja. Cyrki sa z nim. Mowi, ze czuje, ze nie ma raka, ani jednej komorki. Wczoraj szepnal mi do sluchawki, ze seksualnosc sie w nim obudzila i czy ma o tympowiedziec lekarzowi? Hmmm, to jest historia mojego ojca. Za dwa tygodnie beda nowe aktualne wyniki, to napisze sie jak wyszlo. Ja czuje, ze ta choroba z niego wychodzi, matka mowi, ze od trzech lat nie mial takiej energii,jaka teraz zawladnal. Zamowil drzewo i sam je sobie do piwnicy pownosil. To jest podkreslam czlowiek, ktory trzy lata po wylewie z rakiem i przerzutami lezal niemal ciagle w lozku. Pisze dzis, bo jestem swiezo po rozmowie z rodzicami. Mieszkam w Hamburgu, a oni w Polsce i tak mnie poruszyla ta zmiana, o ktorej pisze, bo co tydzien slysze zaskakujaco niewiarygodne opowiesci wychodzenia ojca z choroby…

Ja, doswiadczam hooponopono codziennie, pracuje z ludzmi psychicznie chorymi. pracuje terapeutycznie i pedagogicznie. Wnosze proces rowniez na prace. Fakt, ze raz nie moglam sie dobudzic, bo tyle sie dzialo, ale generalnie widze niesamowite zmiany i dzialenie na codzien.

Mojemu psu zeszly strupy w ciagu 2 dni. nagle. mial te strupy ponad trzy tygodnie, ciagle sie odnawialy i powiekszaly,zam ierzalam juz z nim do weterynarza, bo wygladalo,zer to jakas dolegliwosc skorna. wrzucilam strupy w ankiete. nie ma sladu. az sama nie wierzylam wlasnym zmyslom. Kot mojej kolezanki mial pooperacyjne komplikacje wydalniczo-pokarmowe. robil gdzie stal, bez wyczucia i kontroli. Po 3 dniach,mowi kolezanka, poprawilo mu sie nagle i zaczyna kontrolowac wydalanie.

Teraz pracuje nad papuga mojej matki. Ma niesprawna lapke, jakby odretwiala, bezwladna. siedzi biedna ciagle na podlodze. Pracuje nad nia, ale jeszcze nie ma efektow.

(Odkad pamietam przyciagalam do siebie chore zwierzaczki i na wpol zyjace rosliny, wymagajaca interwencji..)

Ja czuje sie mimo wszystko pelna energii i niezwyklego zaangazowania, widze jakie zmiany nastapily u mnie w domu, w mojej rodzine, u mojego meza, dzieci. Porzadki, porzadki,porzad ki to na pierwszy rzut oka nastepuje. Corka mojego meza mieszkajaca u nas, balaganiarz nieuleczalny, nagle zrobil sie czyscioszkiem.Nie jest jeszcze idealnie, ale roznica niesamowita. Tak poprostu samo z siebie. Postanowila przemeblowac pokoj, uprzatnela wszystko i tak zostalo.

Moj maz znalazl stare skrzypce,ktore postanowil nagle sprzedac. Mial nadzieje,ze moze pare groszy mu tak wpadnie, w sumie nie liczyl ze to taka historia sie z tego urodzi.

13 osob bilo sie o te skrzypce i ostateczna cena wyniosla 6.200 euro.nagle ..z dnia na dzien..

To jest fragment moich doswiadczen z hooponopono.. dziekuje ci Aniu dziekuje dziekuje.

K. C.

2012-05-14

Witam serdecznie .Uczestniczyłam na warsztatach w Szczecinie ,dokładnie mija miesiąc .
Stosuję codziennie ho’oponopono ,po za trzema dniami ;wesele córki ,ale i wtedy stosowałam Kolumnę ,Misę i dużo rozmawiałam z Dzieckiem .Dzięki ho’oponopono ślub,wesele ,poprawiny ,choroba wnuka ( przed weselem zachorował na zapalenie oskrzeli ,wyzdrowiał )i przed tym wieczór kawalerski osób które kocham ,odbyło się bez nieprzyjemnych zdarzeń .Było wręcz cudownie bez najmniejszych zastrzeżeń .
Po za tym ,czuję stała obecność ,opiekę Boskości .Są to czasami bardzo subtelne znaki , zmiany w moim myśleniu ,aż czasami jestem tym bardzo mile zaskoczona .Reakcje na różne sytuacje ,które kiedyś powielałam z nieświadomością ,teraz całkowicie jestem świadoma i inaczej na to wszystko reaguję ,więcej spokoju i opanowania .Czuję w sobie zmiany na lepsze ,widzę że zmienia się dookoła mnie dużo rzeczy jak by bez mojego udziału .
Był czas kiedy zwątpiłam i wtedy miałam sen ;śniły mi się wszystkie Unihipili w postaci nagich lalek ,czułam Ich opiekę.Sen był tak wymowny że przestałam wątpić w proces .
Finanse w jakiś magiczny sposób poprawiły mi się , to jest wynik zmiany myślenia .Zdrowie też się poprawia ,jest to powolny proces ale idący na lepsze .Mam jeszcze wiele spraw do oczyszczenia ,wiem że to praca na całe życie .Uwielbiam sam proces ,niekiedy robię dwa razy w ciągu dnia .Coraz bardziej kocham swoje dziecko ,czym odwdzięcza mi się w szanowaniu siebie .Mój szacunek do siebie powoduje różne fajne ,śmieszne sytuacje .A mówię śmieszne bo bawi mnie fakt kiedyś powagi a teraz wspaniałej i radosnej przygody z ho’oponopono .
Aniu dziękuję Tobie za wspaniały przekaz .Dziękuje że Jesteś

2012-03-07

Ho’oponopono jest najwspanialszym procesem jaki poznałam w swoim życiu. Niezwykle prosty i skuteczny sposób na rozwiązywanie najrozmaitszych problemów. W ciągu minionych ponad dwóch lat stosowaliśmy go z mężem tyle razy, że nie sposób zapamiętać i opisać wszystkie historie. Z tych “największych” wymienić mogę sytuację, kiedy mój mąż stracił pracę (kryzys, redukcja etatów, cięcie kosztów). Pracował w zagranicznej firmie. Robiliśmy Ho’oponopono wielokrotnie, ale nie w celu utrzymania tej pracy, bo decyzja zapadła, tylko żeby oczyścić całą sytuację, relacje międzyludzkie, wcześniejsze powiązania. Sytuacja zaczęła się przedziwnie zmieniać, bo najpierw poproszono męża, żeby nie brał należnego mu urlopu, potem żeby popracował jeszcze kilka miesięcy, bo szefowie nie mogli znaleźć odpowiedniej osoby na jego miejsce, aż w końcu znaleziono i dzień po przejęciu obowiązków, następca męża nie zjawił się w pracy i podziękowano mu. A potem zapytano męża czy nie zechciałby wrócić na swoje stanowisko, oferując mu dużo lepsze warunki niż te, z powodu których został zwolniony… Takiej historii podobno nigdy wcześniej nie było w tej firmie. Mąż zgodził się i dalsza współpraca przebiega bez jakichkolwiek problemów.

Inną ciekawą historią był bardzo stary, maleńki domek na działce, którą kupiliśmy jakiś czas temu. W tym domu wyczuwało się bardzo nieprzyjemną energię. Wisiały obrazy Najświętszej Marii Panny i innych Świętych, były świeczki i wrażenie, jakby ktoś usiłował oczyścić ten dom, ale bezskutecznie. Obrazy były zniszczone w dość specyficzny sposób. Kiedy chcieliśmy spisać stan licznika elektrycznego, okazało się że kompletnie oszalał i “przekręcił się” w nienaturalny sposób. Elektryk powiedział, że może to efekt uderzenia pioruna, ale dom był kryty strzechą i prędzej by się spalił niż miał tylko uszkodzony licznik. Później zresztą był odcięty i dalej się kręcił. Zostawione przedmioty po przyjeździe były przewrócone itp. Zaczęliśmy przeprowadzać dzień w dzień proces Ho’oponopono, aż któregoś dnia przyjechaliśmy tam i spotkaliśmy mężczyznę, który powiedział nam, że ostatni mieszkaniec tego domu zapił się w nim na śmierć. Powiedział nam jak się nazywał i robiliśmy Ho’oponopono pod kątem naszego powiązania z tym człowiekiem i miejscem, bo przecież nie przypadkiem tam trafiliśmy. W końcu poczuliśmy, że dusza tego człowieka odeszła do Boga, a negatywne wibracje z nim związane zostały oczyszczone. Wtedy zburzyliśmy, już bez przeszkód ten domek, a w pobliżu postawiliśmy nowy.

Podobnie było z wynajęciem lokalu na biuro i gabinet. Dziwnym “zbiegiem okoliczności” dowiedzieliśmy się, że ostatni właściciel zginął tragicznie pod lawiną śnieżną, na nartach. W mieszkaniu była spokojna atmosfera, ale czuliśmy, że rozmowy na temat wynajmu w pewnym momencie zatrzymały się. Przeprowadziliś my Ho’opnopono w intencji naszego związku z tym tragicznie zmarłym młodym człowiekiem, z prośbą o uwolnienie jego duszy, gdyby była uwiązana do Ziemi i poczuliśmy ulgę i takie uczucie spokoju i radości. Następnego dnia jego rodzice wynajęli nam ten lokal.

Zawsze kiedy czuję dyskomfort, niepokój czy coś nie idzie tak jak powinno, robię Ho’opnopono i zawsze wprowadza to spokój i harmonię do mojego życia.

Pracuję z pacjentami jako naturoterapetka i po każdym spotkaniu robię Ho’opnopono i pacjenci nie wracają, czyli czują się dobrze.

Bałam się zanurzać głowę pod wodą, po przeprowadzeniu kilku procesów, w których wpisywałam lęk przed wodą – skończyłam kurs nurkowania w oceanie!

D.J.

2012-03-07

Jeszcze będąc na kursie wpisałam duży problem związany z pracą i oczyścił się w sposób, który aż mnie zadziwił. W pierwszych tygodniach po kursie miewałam wielokrotnie sny, w których było dużo płynącej wody. Miałam wrażenie, że ta woda oczyszcza, obmywa wszystko na swej drodze, a siła jej była ogromna.
Od 14 roku życia miałam skoliozę (boczne skrzywienie kręgosłupa), które było moim straszliwym kompleksem pogłębiającym się wraz z upływem lat. Gdy byłam na kursie było już widoczne, nie nosiłam luźnych ubrań i codziennie myślałam o tym, że prawy bok mam wysunięty, krzywe żebra i łopatkę, a ponadto pojawiła się duża gula na szyi, bardzo duża. Codziennie też miewałam bóle w plecach. Moja samoocena była fatalna! Wpisywałam więc ten problem do ankiety oraz możliwe przyczyny.
Pewnego wieczoru, po zrobieniu procesu, tuż przed snem prosiłam Stwórcę o pomoc, o ratunek w tej sprawie. Kilka dni później znalazło się rozwiązanie, jakby z nikąd pojawiła się strona w internecie o osobie, która specjalizuje się w energetycznym leczeniu skolioz! Przeszukiwałam ten Internet wcześniej wiele razy i nic.
Oczywiście ta osoba mi pomogła i niewiele pozostało z dawnego problemu, pozostała niewielka już gula na szyi, która i tak zniknie jak oczyszczę się jeszcze bardziej, a proces mi w tym pomaga. Zawdzięczam to Ho’oponopono i wspaniałej uzdrowicielce.
Poza tym Ho’oponopono pomogło mi wielokrotnie także, w poprawie relacji z ludźmi.
Zawsze, jeśli tylko w pracy uczestniczę w jakiejś nerwowej albo konfliktowej sytuacji, wieczorem wpisuję tę sytuację do ankiety, ludzi, którzy w niej uczestniczyli, mój udział i moją odpowiedzialnoś ć za tę sytuację. Zwykle już kolejnego dnia wszystko ulega poprawie albo całkowitej naprawie.
Dzięki temu procesowi czuję się bezpieczniejsza wiedząc, że mam wspaniałe i skuteczne narzędzie pomagające mi w codziennym życiu i powrocie do Stwórcy. Nie wyobrażam sobie już życia bez Ho’oponopono, dlatego z całego serca dziękuję Annie, że dzieli się z nami tą wspaniałą wiedzą oraz Morrnah Nalamaku Simeona, że przekazała ten skarb Annie i ludzkości.

E. M.

2012-03-07

Uczestniczylam w kursie ho’oponopono we wrzesniu 2010 w Warszawie. Od tej pory robie proces codziennie i przekonuje sie o jego dzialaniu. Ale to co sie wydarzylo wczoraj zupelnie mnie zaskoczylo ; od paru miesiecy staramy sie o kredyt w banku na wyposazenie sali wystawowej naszej firmy. Mielismy oficjalna zgode od stycznia, ale ciagle brakowalo jakiegos dokumentu. W miedzyczasie dokonczylismy budowe nowej siedziby, przeprowadzilis my firme i oczywiscie wykorzystalismy pieniadze z obrotu na wyposazenie. Pozniej nam ich brakowalo w codziennym funkcjonowaniu przedsiebiorstw a. Umieszczalam moj problem w ankiecie, ale ciagle gdzies byla jakas blokada. Nic nie wychodzilo, jakas czarna seria ; niezadowoleni klienci, problemy z pracownikami, mialam wrazenie, ze wszystko sie rozchodzi na boki i nie umiemy tego poskladac w jedna calosc. Kupilam ksiazke opisujaca feng shui i oczyszczania miejsc. Czytajac ja przypomnialo mi sie, ze przeciez ho’oponopono mozna uzyc do oczyszczania z negatywnych wibracji. W zeszly piatek umiescilam w ankiecie nowa siedzibe firmy, budynek, teren, wszystkie meble, przedmioty tam
sie znajdujace, ludzi, ktorzy pracuja, isoty widzialne i niewidialne, wszytko co jest zwiazane z tym miejscem.
W sobote bylam w pracy i jak zwykle w czasie spotkan z klientami nie odbieram telefonu. Kiedy odsluchalam wiadomosci ; nasz bankier dzwonil, aby sie z nim skontaktowac, by dostalismy kredyt. W firmie byli klienci, ktorzy chca skorzystac z naszych uslug.
Jakas niewidzialna energia, niesamowita sila mnie wypelnia i pozwala pracowac idocierac do ludzi. Mam z klientami wspanialy kontakt (mowie tu o stronie ludzkiej, nie majacej nic wspolnego z praca).
Kiedy to czytam wydaje mi sie, ze to nic takiego, ale przezywajac ta sytuacje i wszystkie inne doswiadczam na codzien niezwyklej sily dzialania ho’oponopono.
Dziekuje.

A.H.

2012-03-07

Sama świadomość istnienia Ho’oponopono już jest błogosławieństw em. Czuję się bezpieczniej. Jest moim wsparciem przy pojawiających się problemach.
Generalnie rzecz ujmując poprawiły się stosunki z moimi przełożonymi. W domu panuje większa harmonia. Moi synowie zaczęli studiować. Mąż wydał dwie książki.
A oto bardzo konkretne przykłady z mojego życia. Przeszłam z pozytywnym wynikiem kilka poważnych kontroli w firmie, w której pracuję. Nie było to takie oczywiste. Firma zmieniała wielokrotnie właścicieli i odziedziczyliśm y dość spory bałagan.
Pomogłam mężowi , w kilku sytuacjach. Od wielu lat nie mógł doprosić się o zwrot cennych książek i ukończenia zamówionego rysunku. Po kilku dniach opisywania całej sytuacji w ankiecie, wszystkie należące do niego książki wraz z rysunkiem pojawiły się u nas w domu. Kiedyś zgubił ważną przepustkę co wiązało się to dla niego z poważnymi konsekwencjami. Tego samego dnia po zrobieniu ankietki, ktoś położył mu na biurku zgubę. Było to dość niezwykłe, bo zgubę znaleziono wiele km od pracy.
Brat męża jest bezrobotny, był bardzo chory i nie miał ubezpieczenia. W pół dnia załatwiłam mu wszystko tzn. ubezpieczenie, lekarzy i kurację i to za darmo.
Pierwszym symptomem niezwykłości tej metody był mój powrót do Warszawy po szkoleniu Ho’oponopono. Z różnych podróży odbiera mnie zazwyczaj mąż, który wścieka się na mnie już przez telefon komórkę, bo ma trudności z zaparkowaniem na Dworcu Centralnym. Po raz pierwszy był bardzo miły i przez 22 km mieliśmy cały czas zielone światło.
Mój stan zdrowia też poprawił się. Przez całe życie miałam chroniczne bóle głowy, które przestały mnie męczyć.
Do ankietki wpisuje wszystkie wydarzenia z mojego życia i dzięki temu wszystko jest łatwiejsze.

A.Ż.

2011-04-06

Byłam na kursie ho’oponopono 27 marca 2011 r. i nie żałuję. Książka,Joe Vitale tylko wspomina o procesie oczyszczania, dokładne dane zgodnie z oryginalną metodą i skuteczną można otrzymać jedynie na kursie. Fakt, że stosując 4 wersy polecane przez Joe V.- poprawiam sobie jedynie samopoczucie – stosując metodę ho,oponopono pełną wersją i widzę realne zmiany, na razie poprawia mi się min. zdrowie, oczyszczam się i to czuję, napiszę o konkretach po dłuższym okresie praktykowania.

2010-10-27

Minęły dwa tygodnie od kursu i zaczyna być coraz lepiej. W pracy jak zwykle gonitwa, ale jak dotąd udaje mi się codziennie (często nocą) zrobic proces. Jestem duzo spokojniejsza, tak jakby ktoś nade mna czuwał. Co rano ubieram Majkę (moje Unihipili), w ankiecie umieszczam wszystkie sprawy bieżące i jestem spokojna mimo mego bardzo zajętego życia.

W zeszly czwartek się rozchorowałam ; gorączka, ból głowy, katar miałam juz dzień wcześniej. Rano byłam w pracy, popołudnie spędziłam w łóżku. Z trudem (ciężko jest robic oddech HA z zatkanym nosem), ale zrobiłam proces na moją chorobę. W piątek rano wstałam bez kataru, jeszcze z lekkim zmęczeniem, ale w sobote nie było śladu po przeziębieniu. Jestem w pełnej formie i doskonałym zdrowiu.
Ciesze się, że pozwoliła mi pani poznać proces ho’oponopono. Jest to wspaniałe narzędzie, którego szukałam od dawna.

2010-11-21

Jestem po kursie, który odbył się na początku listopada tego roku w Krakowie.
Ja pomijam fakt, że ten kurs przyszedł do mnie w magiczny sposób, natomiast ja przez cały czas trwania tego kursu te magię czułam… i wciąż ją odczuwam… to naprawdę niesamowite uczucie.
Przede wszystkim męczyłam się z pokrzywką i trochę się obawiałam, że to będzie mi przeszkadało w skupieniu się na kursie, okazało się że bez potrzeby, bo w sobotę pokrzywka zaczęła ustępować, pod wpływem emocji pod wieczór jeszcze ją czułam a w niedzielę ustąpiła całkowicie.
Nie robię arkusza codziennie, bo często wieczorem padam ze zmęczenia, ale sobota, niedziela i poniedziałek to są dni Ho’oponopono

I co u mnie dzieje się po kursie? Od tamtego weekendu czuję radość, taką na pozór niewytłumaczaln ą, buzia mi się cieszy, odzyskałam tę swoją dawną radość, brakowało mi jej. I tu myślę, że to wynik wejścia w głębsze kontakty z wewnętrznym dzieckiem, uwielbiam te nasze rozmowy i uwielbiam Malucha ubierać w dresik Natomiast zdarzyło się, że mała mi podpowiadała pewną rzecz, żebym coś zrobiła i zbagatelizowała m to… i mam nauczkę Gdybym posłuchała uniknęłabym czegoś co do najprzyjemniejs zych nie należało Nie było to nic poważnego, Ona mi tylko delikatnie pokazała jak to jest jak się wejdzie z Nią w kontakt a potem oleje się Jej rady Wyprzepraszałam Ją i obiecałam, że już będę grzecznie słuchać Jej rad Poprosiłam też tę swoją Dziecinę o coś, objaśniłam dlaczego mi to potrzebne i zostawiłam w spokoju sprawę Pod wieczór okazało się, że jest tak jak chciałam Cudowne są takie olśnienia.
Była też chwila kryzysowa… dołek i niefajne uczucia… i przypomniałam sobie, że pewien swój problem umieściłam kilka dni wcześniej w arkuszu a ta niefajna sytuacja to oczyszczanie i odpowiedź dla mnie. Jak tylko to sobie uświadomiłam sytuacja po prostu okazała się banalna z bardzo optymistycznym zakończeniem. Radość wróciła Wiecie, tak jak z dzieckiem, płacze i nagle gęba uśmiechnięta
Bardzo mi się przydała Kolumna Boskiego Pokoju i zdążyłam już wykorzystać Misę Indygo
Mam takie poczucie, że cokolwiek by się nie działo ja mam narzędzia i mogę się nimi posłużyć żeby się zmieniać, zmieniać swoje życie, iść do przodu bęz lęku. Mam oczywiście mnóstwo pytań, ale widzę jak przychodzą odpowiedzi i cieszy mnie, że potrafię je odczytywać.

Dziękuję Ani, bo przyznam szczerze dzięki Niej rozjaśniło mi się kilka kwestii, których jakoś wcześniej nie mogłam rozgryźć i Joasi

2010-09-15

Witaj Anno!

W zeszłym roku (2009) byłam na spotkaniu w Warszawie, na którym przekazywałaś nam proces Hooponopono.

Pisałam już o swoich pierwszych sukcesach, a teraz osiągnęłam kolejny i bardzo dla mnie ważny!

Otóż moja córeczka urodziła się z zatkanym kanalikiem nosowo- łzowym w oczku, oczko ropiało, powieka była non stop zaczerwieniona cały czas wisiała w nim łezka,lekarz kwalifikował oczko do zabiegu przekłuwania kanaliku, ale ja miałam nadzieję uniknąć tego. Masowaliśmy ten kanalik, przykładaliśmy zioła, herbatę i czekaliśmy aż mała urośnie a wraz z nią ten kanalik urośnie i odetka się. Jednak tak się nie stało. Po roku i 3 miesiącach wzięłam się porządnie za Hooponopono, i przez 2 tygodnie dzień w dzień oczyszczałam w procesie moją odpowiedzialnoś ć za ten stan, a także nasze powiązania rodzinne między babciami, dziadkami, rodzeństwem, wszystkimi, którzy mieli z córeczką kontakt i mogli spowodować kiedyś jakąś sytuację, która sprawiła, że oczko mojej córeczki płakało (tak to sobie wymyśliłam i to mi bardzo pomogło . W międzyczasie znalazłam dobrego lekarza, z którym planowałam skonsultować stan oczka córki. Dostałam numer telefonu i próbowałam się dodzwonić do niego przez kilka dni, ale nikt nie odbierał. Tymczasem robiłam codziennie Hooponopono. Ku mojemu największemu zdumieniu oczko zaczęło się goić i z dnia na dzień stan się polepszał. Po 2 tygodniach nie ma nawet śladu 15-sto miesięcznej męczarni z ropiejącym i łzawiącym i zaczerwienionym oczkiem. To naprawdę działa. Muszę się przyznać, że podchodziłam do procesu dosyć sceptycznie ale widzę, że trzeba zaufać Boskiemu porządkowi. I że czasami nie wystarczy 1 lub dwa podejścia, ale z wiarą trzeba kontynuować proces, a cuda się dzieją. A do lekarza też nie dodzwoniłam się zapewne przez przypadek, tylko miał mi pomóc Inny Lekarz, a Wszechświat sprzyjał temu aby tak się stało!

Dziękuję Ci Anno, że przekazałaś mi tę cudowną “czarodziejską różdżkę”.

Pozdrawiam Cie serdecznie i ciepło w ten chłodny wrześniowy wieczór.

2010-03-19

Polecam wszystkim kurs ho’oponopono – z dnia na dzień świat jest piękniejszy, rodzina, współpracownicy , przyjaciele, zwierzęta, wszystko wokół staje szczęśliwsze, pełne dobroczynnej energii. Poza tym: „Kolumna Boskiego Pokoju’, „Misa Indygo”, oddechy „HA”, działają niezawodnie i bardzo pozytywnie. Podczas kłótni moich dzieci np. o klocki, stawiam „Kolumnę Boskiego Pokoju” i nie mija nawet 5 minut, a już panuje pełna harmonia i wielka miłość braterska. Zdarzają się jeszcze sytuacje, kiedy się czegoś boję np. nieoczekiwana sytuacja w pracy – stawiam „Kolumnę …” i okazuje się, że nie było czego się bać. Wydaje się, że to jakaś magia, czary i trudno w to uwierzyć, ale dzieje się to naprawdę. Jeszcze raz dziękuję Pani Annie za wspaniałe chwile spędzone w Krakowie w dniach 13 – 14.03.2010 r. i Pani Joannie organizatorce tego kursu. Jestem naprawdę przepełniona wielkim Szczęściem! Dziękuję!

Uczestniczka kursu w Krakowie